Kompakt czy lustrzanka cyfrowa?

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa?

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa? Eksperymentowałam zawrówno z jednym, jak i z drugim, postaram się więc parę słów napisać o moim doświadczeniu związanym z używanym sprzętem. Co prawda miało być bardziej merytorycznie, a wyszło pamiętnikowo, ach…

Cofnę się najpierw do 2006 roku, kiedy stałam przed swoim pierwszym wyborem cyfrowego aparatu fotograficznego. Oczywiście parametry, które wtedy uznawane były za szczyt możliwości, teraz są zupełnie przeciętne, ale na jedną, niezmienną rzecz chciałam zwrócić uwagę – możliwość ustawień manualnych. Nawet jeśli teraz nie mamy o fotografowaniu pojęcia, może kiedyś będziemy chcieli pokombinować i poustawiać parametry samodzielnie. Daje to naprawdę sporo więcej możliwości, niż pstrykanie wszystkiego na funkcji auto.
Kompakt wybrany przeze mnie w 2006 miał być aparatem do wszystkiego, poręcznym i lekkim na wycieczkach, a jednocześnie robiącym w miarę dobre zdjęcia.

Canon PowerShot A710 IS dodatkowo miał innowacyjną wówczas funkcję stabilizacji i oczywiście możliwość ustawień manualnych. Do niewątpliwych zalet, można zaliczyć również kręcenie krótkich filmików. Canonik służył mi czynnie przez prawie sześć lat, teraz jego funkcja jest bierna – leży w szufladzie i czeka aż dzieci ciut jeszcze podrosną, wtedy zapewne służyć będzie im dalej. Niedługo po kupnie mojego kompaktu odkryłam w nim funkcję makro.

To jedno z moich pierwszych zdjęć, zrobione na dużym zbliżeniu, które jako jedno z nielicznych z tamtych czasów znajduje się na stronie.

muchomor

Radość z funkcji makro nie trwała jednak długo, gdybyż w moim życiu pojawiły się nowe obiekty do fotografowania 😉
Na najbliższe lata zamieniłam się więc w portrecistkę i dokumentatora 😉

Powrót i ponowne odkrycie makrofotografii przyszedł na wiosnę 2012. Muszę zaznaczyć jednak, że z moim aparatem nigdy na dłużej się nie rozstawałam, uwieczniając niedzielne spacery, burzliwe chmury czy piękne zachody słońca. Oczywiście próbowałam i z ptakami, małymi ssakami, ale jeśli obiekty były dalej niż 2-3 m, efekty były bardzo kiepskie. Zdjęcia makro były natomiast zadowalające. A jak na tamte możliwości, nawet mi się podobały 🙂 Dodatkowo otwierały przede mną zupełnie nieznany świat owadów.

Mając kompakt i chcąc polepszyć jakość swoich zdjęć makro, najlepszym rozwiązaniem jest soczewka. Wybrałam więc przez wszystkich reklamowanego i zachwalanego Raynoxa 250. O soczewce tej informacji w necie jest masa, nie będę się więc tutaj rozpisywać. A czy mi się sprawdziła? Chyba tak, tzn na pewno było lepiej, ale… soczewka dawała powiększenie, brakowało jednak mimo wszystko jakości. Dostępne dziś na rynku kompakty zapewne spisywałyby się z nią znacznie lepiej. Mój kompakcik miał jednak dość słabe parametry i cudów oczekiwać od niego nie można: szumy już na ISO 400, pixeli tyle co w telefonie komórkowym, a maxymalna wartość przysłony 7,1. Dla amatora zaczynającego bawić się w makrofotografię było super. Zajawiona moim nowym zestawem, każdą wolną chwilę spędzałam gdzieś w krzakach, szukając robaczków. I wszystko byłoby dobrze, gdyby na świecie nie było… lustrzanek. Kolory i plastyka bijąca ze zdjęć robionych lustrem powalała. Oglądałam zdjęcia innych robionych kompaktem i raynoxem – były dobre technicznie, często z dużą ilością szczegółów, ale na ogół brakowało w nich plastyki, kolorów, pięknie rozmytego tła i ogólnie swego rodzaju artyzmu.

Wojsiłka pospolita
To zdjęcie, które mogę uznać za jedno ze swoich lepszych zrobione Canonem A710 i Raynoxem. Fatalnie jednak prezentuje się tło, a i sama wojsiłka nie ma widocznych zbyt wielu szczegółów (większy rozmiar).

Zaczynałam dostrzegać coraz wyraźniej różnice w jakości i coraz bardziej marzyłam o lustrzance… Dodatkowo mój kompakcik doczekał się kilku rys na szkle, co często widoczne było na zdjęciach. Nadeszła więc pora na zmianę!

Lustrzanka to jedno. Druga i ważniejsza sprawa to obiektyw. Początkowo myślałam o kombinowaniu z obiektywami M42 i pierścieniami.

W końcu padło jednak na droższą, lecz pewniejszą zabawkę – polecany przez wiele osób obiektyw do makro Tamron 90/2,8. Kupiłam używkę na allegro – cena nie była tak przytłaczająca. Obiektyw był śliczny, miło mi się na niego patrzyło. Szkoda tylko, że nie miałam do niego body 😉 Pierwsze zdjęcia robiłam więc na pożyczonym EOSie, na swoje body musiałam poczekać do przyszłego miesiąca 😉 Na szczęście używka 20D kosztowała mnie połowę tego co Tami.

No i się zaczęło 😉

Zdjęcia kompaktem i lustrem robi się zupełnie inaczej. Począwszy od banalnego aspektu jakim jest waga czy patrzenie bezpośrednio przez wizjer, kończąc na zupełnie innych ustawieniach przysłony. Ale konkrety w następnym wpisie 🙂