Jest sobota, 25 sierpnia, godzina 7.45. Wreszcie wyjechaliśmy! Oczywiście z małym poślizgiem i oczywiście to mi się oberwało, że nie spakowałam wszystkiego wczoraj. Faktycznie mogłam, ale taki ze mnie już leń.
Pogoda kiepska, same chmury. Gdzie to zapowiadane słońce? No cóż, ważne, że mamy kurtki.
Na ostatnich oparach gazu i benzyny dojeżdżamy do stacji. Jak ja lubię takie emocje, kiedy samochód nagle traci moc i już wydaje się, że stanie na środku skrzyżowania. Oczywiście wytłumaczenie jak zawsze jest i jak zawsze niezawodne: “Myślałem, że (…)” Profilaktycznie bierzemy 5 litrów do kanistra i jedziemy dalej. Już niedaleko i w dodatku zaczyna się przejaśniać.
W Zakopanem pogoda piękna, a że to sierpniowa sobota to i ludzi pełno. Zaczynają się pierwsze koszty – za całodzienny postój samochodu 12 zł i za WC 2 zł, a jakże! W końcu jesteśmy w górskim kurorcie!
Busem podjeżdżamy do Kuźnic – jest to tańsza opcja, pakiet VIP to podjechanie dorożką.
Zaraz po wyjściu z busa zaczepia nas babka z ofertą biletu na wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Bilet zapewne sporo droższy, niż ten kupiony w kasie, ale w kolejce stać nie trzeba! Bo tu, stanie w kolejce po bilet liczy się w godzinach.
Oczywiście dziękujemy, idziemy na nogach.
Wchodzimy do Tatrzńskiego Parku Narodowego. Bileciki trzeba kupić, no niech tam. Turystów mają dużo, to dziwić się nie ma czego…
Maszerujemy w czwórkę, a im jesteśmy wyżej, tym wzbudzamy większy entuzjazm i podziw: “No takie małe, a podchodzą!” Sama tym zachwytom się trochę dziwię. Bo nic dziwnego według mnie nie ma w tym, że trzyletnie dziecko ma w sobie wystarczająco dużo energii, żeby sporo przejść. Dziwne jest to, kiedy dziecko w wieku trzech lat wożone jest wszędzie w wózku…
No, ale przejdźmy wreszcie do zdjęć! Pierwszy widok i pierwsza zachęta, żeby iść dalej i wyżej…
Z początku idziemy przez las. Drogę wyścielają wielkie głazy, po których łatwo wcale się nie idzie, szczególnie dla małych nóżek. Pomocna dłoń mamy czy taty jest tu nieodzowna.
Tatrzański Park Narodowy w przeważającej części objęty jest ochroną ścisłą. Prowadzi się tu jednak wycinkę drzew, można również natknąć się na taką “historyczną wycinkę”: zapomnianą, zostawioną, ale na pewno z klimatem 😉
Odpoczywać oczywiście trzeba, pić oczywiście też i to dużo. Jest za to trochę więcej czasu, żeby porobić zdjęcia 😉
Z lasu wreszcie wyszliśmy, teraz tylko piękne widoki! I tu jeden minus…razem z nami idzie cała masa ludzi!
Część idzie z piwem i marzy tylko o dotarciu do Schroniska Murowaniec, gdzie będzie można kupić kolejne piwo. Część idzie i wzdycha, że to tak wysoko… Ach tłumy, tłumy. Brakuje spokoju, brakuje pojedyńczo spotykanych prawdziwych turystów, których wita się pozdrowieniem: “Dzień dobry!”
Wokół nas góry porośnięte lasem świerkowym. Nie jesteśmy jeszcze bardzo wysoko.
W jednym miejscu obserwujemy wiatrołom – efekt przechodzenia silnego wiatru, czy może nawet przejścia tornada.
Widoki zachęcają coraz bardziej – przed nami Giewont. Ale na Giewont następnym razem 🙂
W Tatrach jest bardzo dużo jaskiń. Część z nich oznaczona jest na mapie, a spora część służy pewno niedźwiedziom w czasie zimy 😉
Kierujemy się do Schroniska Murowaniec. Niektóre mijane stoki wyglądają dość dziwnie. Nie porastają je świerkowe lasy, ale tylko gdzieniegdzie kosodrzewina. Miejscami wynurzają się również gołe skały.
W dole widoczna alternatywna droga prowadząca do Murowańca.
A za nami rozsiane domki i pola.
Zaczynają się łyse szczyty…
Na wysokości, na której się znajdujemy jest jeszcze wciąż zielono i kolorowo.
U podnóża gór stara bacówka. Pięknie wygląda obsiana dookoła kwiatami.
Wreszcie docieramy do Schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej.
Wyciągam konserwę. Ach, tutaj smakuje pysznie!
Patrzę z pogardą na ludzi rozwalonych na ławkach i pijących tu piwo. To nie to do czego przyjechałam, to nie ta wysokość! Jesteśmy 1514 m n.p.m. Za nisko! Z Murowańca jest godzina drogi na Kasprowy Wierch. Szczyt, na który prowadzi kolejka górska. Zdaję sobie sprawę, że połowa tutejszych biesiadników to ludzie, którzy korzystają w tą i z powrotem z kolejki… A i tak pewno są z siebie dumni… w końcu przyjechali w Tatry!
Jedzenie umilają nam zięby, kuszone okruchami chleba.
Jedząc, zastanawiamy się nad dalszą trasą. Wybór pada na Kasprowy Wierch. Jeśli damy radę i wyrobimy się w czasie, zejdziemy z niego o własnych siłach. Jeśli okaże się, że jest inaczej zawsze pozostaje kolejka…
Niedaleko za Murowańcem natykamy się na mały stawik, do którego prowadzi strumyk, mający zapewne niedaleko swoje źródło.
Dzieci takiej okazji nie przepuszczą! Przynajmniej ręce zamoczony być muszą!
Po krótkiej przerwie idziemy dalej. Mamy teraz dobry widok na Kościelec. To ten szczyt po lewej stronie. Na zbliżeniu można zobaczyć ludzi na szczycie i tych wspinających się na górę.
W Tatrach można spotkać między innymi: niedźwiedzie, wilki, świstaki, kruki no i kozice, widoczne na kolejnym zdjęciu na samym szczycie.
Obracamy się za siebie…
Na tej wysokości jest już wyraźnie zimno, a do tego słoneczko gdzieś się schowało… Podczas krótkiego postoju przegryzamy batona. Mijający nas ludzie zagadują do dzieci, podziwiając ich wytrzymałość.
Jest słoneczko! Pięknie oświetla mijane przez nas szczyty.
Dotarliśmy na Suchą Przełęcz 1950 m n.p.m. Jesteśmy na granicy polsko – słowackiej. Stąd już rzut beretem na Kasprowy Wierch. Dzieci niestety zamieniły się na chwilę w kaczki 😉
Na górze obcasiki, klapeczki, dzieci w wózkach i ogólnie rzecz biorąc rewia mody. Czy ja jestem na Floriańskiej czy w Tatrach?
Wjazd kolejką na Kasprowy Wierch to koszt 39 zł, ale kupując od razu bilet na wjazd i zjazd zapłacimy tylko 10 zł więcej. Stąd te całe tłumy… A i para młoda na sesję przyjechała (są widoczni na tarasie).
Zimą Kasprowy przyciąga narciarzy i snowboardzistów. Teraz sezonu nie ma i wyciąg krzesełkowy zastygł w bezruchu…
Widoki…
Widoki… industrialne
W tle Tatry Słowackie.
Podejście na Kasprowy Wierch.
Pora na formalne zdjęcie – Kasprowy Wierch 1988 m n.p.m. zdobyty!
I jeszcze jeden widoczek. Szczytami biegnie granica polsko – słowacka.
Kasprowy Wierch…
Fajnie byłoby tu być o zachodzie słońca…
Tymczasem dochodzi już 17ta. My żegnamy się z Kasprowym i zjeżdżamy kolejką. Dzieci dały radę wejść, ale na pierwszy raz wystarczy. A w końcu kolejką też raz w życiu przejechać się można. Dobrze, że kolejki do kolejki nie ma 😉
Żeby nie było tak dobrze, tym razem nie korzystamy z usług busiarzy i trasę Kuźnica – Zakopane (niecałe 2 km) pokonujemy na piechotę.
Podsumowując: wyszliśmy z Kuźnic, przez Boczań na Halę Gąsienicową a stamtąd na Kasprowy Wierch. Trasa liczyła 8 km, 1 km przewyższenia, ~6h drogi (na górę). Z Kasprowego zjechaliśmy kolejką i do Zakopanego z Kuźnicy dotarliśmy na piechotę (ale było z górki).
Koszty wycieczki: prawie stówa + paliwo.
Powrotna trasa Zakopane – Kraków pokonana w 1,5h. Dzieci jak zasnęły w samochodzie, tak obudziły się następnego dnia rano, jakże by inaczej!
Ogólne wrażenia: super, ale mogłoby być mniej ludzi.