Makrofotografia w plenerze

Makrofotografia w plenerze

W plener na ogół idę sama. Lubię chodzić własnym tempem i zatrzymywać się przy interesującym mnie obiekcie dotąd, dopóki nie będę zadowolona ze zdjęcia lub sama nie zrezygnuję. Podziwiam i trochę zazdroszczę ludziom, przyrodnikom, którzy wspólnie wybierają się w plenerową, fotograficzną przygodę.

Od czasu do czasu zdarza mi się jednak wyjść w plener z kuzynem Maćkiem, który podobnie jak ja interesuje się fotografią. Ostatnie wyjście miało mieć jednak nieco inny charakter – miało na celu udokumentowanie i podejrzenie moich plenerowo-fotograficznych wypadów.

Spotkaliśmy się wczesnym rankiem i pojechaliśmy w moją ostatnio ulubioną miejscówkę: wysokie trawy, mała rzeczka i obowiązkowo staw z ważkami 🙂 Na szczęście takie miejsce wciąż są w Krakowie!

Maciej żartobliwie spytał się czy przygotowałam się do sesji, czy zrobiłam makijaż i paznokcie. No nie, niestety tego nie zrobiłam, stwierdziłam że wyglądałoby to nienaturalnie. Założyłam za to kalosze i nieprzemakalne spodnie. Wybaczcie więc, sesja z makijażem będzie kiedy indziej 😉

Makrofotografia w plenerze, zdjęcia Maciej Gawinecki

Makrofotografia w plenerze: Canon 7d i Sigma 105 mm f/2.8  Na łące, wśród traw i porannej rosy, a słońce za mną wznosi się szybko do góry 😉

Makrofotografia w plenerze: Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EXTak, tak – wszyscy specjaliście dobrze mówią – blenda jest obowiązkowa 😉 A do makrofotografii wystarczy o taka niewielka. Tylko problemem przy blendzie jest zawsze trzecia ręka, której mi brakuje 😉

Agata Bednarska i makrofotografia w plenerzeTym razem, pomimo czterech rąk w plenerze, brakowało piątej, która przytrzymałaby blendę. Wygląda trochę tak, jakbym robiła sobie selfie 😉

Makrofotografia w plenerze z użyciem blendyI jeszcze jedno z blendą. Raziło po oczach jak nie wiem, więc to musi być skuteczne 😉

Makrofotografia w plenerze: Sigma 105 mm f/2.8, Manfrotto MT190XPRO3 z głowicą oraz Yongnuo Macro RingMoja makrofotografia w plenerze:

  • Sigma 105 mm f/2.8 DG OS EX HSM MACRO – bardzo dobrze sprawdza się w plenerze, szybki i skuteczny AF
  • Manfrotto MT190XPRO3 – do zakupu statywu zbierałam się od prawie dwóch lat. W końcu się zdecydowałam i jestem baaardzo z niego zadowolona
  • Manfrotto 496RC2 Compact Ball Head with RC2 Quick Release – bardzo fajna głowica, Manfrotto rządzi! 😉
  • Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EX – z tą lampą trzeba bardzo ostrożnie, na ogół mam ją ustawioną na bardzo słaby błysk. Niestety dobija brak możliwości dopięcia dyfuzora… Marzę o Canonie MT-24EX Macro Twin Lite Flash

Makrofotografia w plenerze: Manfrotto MT190XPRO3 i głowica 496RC2Zamyślona… 😉 Piękne kolory i te bocianie nogi (modne kaloszki prosto z Lidla ;-)) Co do samego statywu – trzeba przyznać, że Manfrotto ma rewelacyjne rozwiązania. Statyw 190XPRO3 z łamaną kolumną centralną to genialne rozwiązanie. Nogi można złożyć jeszcze bardziej niż widać na zdjęciu, co da nam 9 cm wysokości roboczej! Do tego stabilna i wytrzymała głowica kulowa 496RC2. Jedynym problem pozostaje dość duża waga – ponad 2 kg.

Makrofotografia w plenerze Makrofotografia w plenerze: 4 kg w rękach, drugie tyle w plecaku i jest radość 😉

Moje plenerowe otoczenieA wszystko to nad tym pięknym ciekiem wodnym 😉

Makrofotografia w plenerze: Agata Bednarska i Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EXOd frontu i w rozpuszczonych włosach 🙂 Światło było wówczas piękne

Makrofotografia w plenerze: Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EX Nie udaję – wypatrzyłam śpiącego trzmiela 🙂

Zdjęcia, które wykonywał Maciej robione były Canonem 50 mm/1,4. Jeszcze raz wielki dzięki! 🙂

Sigma 180 mm f/3.5 EX DG HSM Macro APO

Sigma 180 mm f/3.5 EX DG HSM Macro APO

Moim pierwszym obiektywem był Tamron SP AF 90 mm f/2.8 Di Macro – król “żyleta”, wychwalany na większości for, z wspaniałą recenzją na optyczne.pl. I faktycznie, ładnie odwzorowywał detal, a ja z dumą przemierzałam łąki i lasy z tamim na szyji. I pewno zostałabym przy tym obiektywie, gdyby nie moja niespokojna dusza, która chciała jakiejś ZMIANY. Rynek obiektywów jest tak różnorodny, że warto poznawać różnorodne rozwiązania. Tym bardziej, że niekoniecznie w ślad za tym idą duże różnice finansowe. Po jakichś dwóch miesiącach pustki i ból wynikającej z braku obiektywu makro, pojawiła się ciekawa oferta na allegro, z której nie mogłam nie skorzystać 😉 Była to Sigma 180 mm f/3.5 EX DG HSM Macro APO. A jak obiektyw okaże się niewypałem, zawsze przecież można go sprzedać 🙂 No, ale do rzeczy.

Sigma 180 to gigant. Długa ogniskowa, pancerna obudowa, dobra konstrukcja soczewek, silnik HSM – to wszystko ma przełożenie na ciężar, którym Sigma 180 pobija większość konkurentów, hehe, ważąc 945g. Tamron przy niej to piórko (405g). Ale dobrze wiedziałam na co się decyduję i nie przerażało mnie to. Być może w myśl zasady, którą mogę potwierdzić, że rozmiar ma znaczenie, a im większy tym lepszy 😉

Ale długi i ciężki obiektyw ma swoje wymagania, którym trzeba sprostać, jeśli chce się go prawidłowo wykorzystać. Na makropasji.pl przeczytałam, że Sigma 180 to świetny obiektyw, ale wymagający i w parze do niego musi stać porządny statyw. Po jednym wyjściu w plener śmiało mogę to potwierdzić. Mój statyw, o minimalnej wysokości roboczej różnej ponad 40 cm okazał się całkowicie nieprzydatny, wykorzystałam jedynie mój fotograficzny plecak, na którym mogłam oprzeć sprzęt. A warunki pogodowe miałam i tak nie najgorsze. Byłam w południe, poranną porą byłoby dużo gorzej.

No ale na co ten ciężar i rozmiar się przekłada? Co nam po tych niewygodach związanych z tak trudną stabilizacją tego obiektywu?
Przystanęłam wśród jednych z pierwszych wiosennych kwiatów – podbiału pospolitego – porozrzucanych na dużym obszarze. Przyleciała zgłodniała po zimie pracowita pszczółka. I jak to ona, z kwiatka na kwiatek lata. A ja z moim kalibrem celuję w nią – raz na jeden kwiatek, raz na drugi. Przyczajona, jak snajper w okopach, który tylko zmienia cele. Super! 🙂 Różnica jest duża, porównując ogniskową 90 mm, a o 50 mm nie wspominając… Ale przede mną jeszcze dużo płochliwych owadów – motyli czy ważek, które mam nadzieję z lepszym skutkiem uda się upolować .

Oczywiście duża ogniskowa, pomijając problemy z utrudnioną stabilizacją, ma i swoje minusy. To obiektyw nadający się idealnie do pracy w plenerze – instalowanie go w domowym studiu będzie trudniejsze, niż obiektywu o krótszej ogniskowej. Utrudniona jest również kwestia sztucznego doświetlenia modelu. O przydatności lampy wbudowanej można zapomnieć. Ja póki co zostaje przy zastanym.

Ale dłuższy kaliber, to nie wszystko, co wyróżnia Sigmę 180. W porównaniu z posiadanym przeze mnie wcześniej Tamronem 90, ma wewnętrzne ogniskowanie i silnik HSM. IF (Inner Focus) pozwala zachować dużą szczelność. Obiektyw nie “zasysa” powietrza – w trakcie ogniskowania przemieszczana jest jedna z wewnętrznych grup soczewek. AF z silnikiem HSM pracuje sprawniej i dużo ciszej (jest niemal bezszelestny) niż Tamron 90 mm, choć nie jest demonem szybkości.
Używając AF dobrze jest deklarować odległość ogniskowania (mamy trzy zakresy), gdyż przy ogniskowaniu na całej długości AF działa dość wolno (jak na silnik z napędem HSM!). Nie zauważyłam natomiast, żeby AF jakoś specjalnie się gubił, jak to opisali na optyczne.pl.

Pozostaje jeszcze kwestia samej ostrości obrazka i bokeh. Mam mały plan i nadzieję, że uda mi się przeprowadzić dokładniejszy teścik Sigma 180 vs Tamron 90. Z pierwszych obserwacji wydaje mi się, że Tami jest ostrzejszy, ale Sigma ładniej rysuje.

Sigma ma oczywiście odwzorowanie 1:1 i dobre soczewki z powłokami antyreflesyjnymi. Światło ciut gorsze, ale dla mnie wystarczy – nowa Sigma 180/2,8 kosztuje 7k… 😉

Dystorsja jest niezauważalna, ale to obiektyw o dużej ogniskowej, dodatkowo stałoogniskowy. Kiedy obrabiam zdjęcia z Sigmy 18-50/2,8 i wybieram opcję korekcji obiektywu widzę jak zdjęcie całkowicie przybiera inny wymiar – świetnie to widać fotografując podłużne przedmioty ustawione centralnie.

Dobra, to teraz na koniec kilka sampli. Zaznaczam, że to zdjęcia z pierwszego podejścia. Nad samą obsługą tej Sigmy muszę jeszcze sporo popracować.
Zdjęcia w dużych rozmiarach (poza mocnym cropem na 3cim). Klikamy w zdjęcie, następnie w opis rozdzielczości powyżej zdjęcia i mamy jeszcze “+”.

1. Moje oko na f/3,5. Zdjęcie z łapki, w kiepskich warunkach oświetleniowych, dopalane wbudowaną lampą.

IMG_9539

2. A tak wygląda ekran monitora (f/3,5):

IMG_9555

3. I na cropie (to kolor biały):

IMG_9555-2

A poniżej zdjęcia z pleneru (f/8). Niestety bez statywu i lekko poruszone, a w szczególności ożywiona pszczółka, która nie może na chwilę spokojnie usiąść na kwiatku i policzyć do pięciu 😉

IMG_9572-2

IMG_9578-2

IMG_9596

Sigma 400/5,6 APO Tele Macro czyli gdy Zygmunt się gniewa

Sigma 400/5,6 APO Tele Macro czyli gdy Zygmunt się gniewa

Długo zwlekałem z opisem swojego teleobiektywu “do zwierza”, bo i jak takie szkło opisać? Ma setki wad, które łatwo zdefiniować tabelkami i kilka zalet dzięki którym “wyleczyłem się” z marzeń o L’ce.

Obiektywem który używam od dwóch lat do focenia wszelakiego pierza i futra jest Sigma 400mm f/5.6 APO Tele Macro. Obiektyw który powstał za czasów analogowych lustrzanek z bagnetem Canon EOS i z jakiś przyczyn nie był rozwijany przez Sigmę. Jakie były powody zaprzestania produkcji tego modelu i brak kontynuacji produkowania przez Sigmę “stałki” 400/5,6 to wiedzą najpewniej jedynie księgowi Sigmy. Podobna sytuacja dotyczy Canona i tak lubianej przez zaawansowanych amatorów 400/5,6 L. Niestety patrząc na kierunek rozwoju rynku foto mam nieodparte wrażenie likwidowania segmentu SemiPro, ale to temat na inny artykuł.

Wracając do “Sigmusi”, większość jej wad jest związana z jej wiekiem. Największą wadą jest ślamazarny autofocus. Gdy porównuję Sigmę z używaną przez ojca 400/5,6L to właśnie szybkiego autofocusu zazdroszczę. Niestety w Sigmie nie mamy ultradźwiękowego napędu AF, a wbudowana “wiertarka” jest wolna, co przy fotografii przyrody potrafi napsuć krwi. Kolejną wadą dla użytkowników Canona jest niepełna współpraca z cyfrowymi lustrzankami. Canon nieznacznie zmienił protokół przesyłu danych wraz z wprowadzeniem lustrzanek cyfrowych. Efektem dla użytkownika Sigmy jest brak możliwości zrobienia zdjęcia poza f/5,6 (próba zrobienia zdjęcia na przysłonie innej niż f/5,6 kończy się wyświetleniem przez body Error99). Niestety Sigma nie rechipuje już tego modelu, ale udało mi się odnaleźć w sieci rozwiązanie. Teraz moja Sigma współpracuje z cyfrowymi Canonami bez żadnych problemów.

Od strony optyki Sigma wypada całkiem dobrze. W porównaniu z Canonem 400/5,6L jest co prawda mniej ostra, jednak już od f/5.6 w pełni użyteczna.

f/5,6 1/400 s. (crop)

 

DSC_2282-Edit-1

Moim zdaniem to właśnie jakość obrazka na f/5,6 jest jej największa zaleta. Właściwie żaden zoom klasy 70-300 jaki miałem nie dawał akceptowalnej ostrości na pełnym otworze przysłony i ogniskowej 300mm, a Sigma nie ma z tym większych problemów.

f/5,6 1/400 s.

 

DSC_1799-Edit

Kolejna wielka zaleta Sigmy to minimalny dystans ostrzenia równy 1,6 m. Dla porównania w Canonie 400/5,6 L ta odległość wynosi 3,5 m. i jest to chyba jedyna przewaga Sigmy nad L’ką. Całkiem fajnie sprawdza się ten obiektyw w fotografii motyli i ważek, a i portrety mniejszych ptaków można wykonać bez kadrowania na komputerze.

1-_MG_1712

 

Aberracje chromatyczne są dobrze skorygowane. W praktyce wyliczę na palcach jednej ręki zdjęcia na których aberracja mi przeszkadzała. Nawet w dość trudnych kadrach Sigma radzi sobie przyzwoicie, nie tak dobrze jak Canon 400/5,6L, ale zdecydowanie lepiej od zoom’ów 70-300.

Oddanie kolorów jest poprawne, z lekkim ociepleniem barw. Plastyka, choć niemierzalna i jest to moja subiektywna ocena, jest dobra.

DSC_1348-3

 

Podsumowując, właściwości optyczne Sigmy są na bardzo dobrym poziomie.

Wypadało by też napisać kilka słów o budowie obiektywu. Pozostawiłem ten opis na sam koniec, bo właściwie nie ma do czego się przyczepić. Sigma wymiary, wagę jak i rozwiązania typu wbudowana osłona przeciwsłoneczna, mocowanie statywowe jak i limiter AF ma bardzo zbliżone do tego w Canonie 400/5,6 L. Budowa typu IF (wewnętrzne ogniskowanie) to jest to co tygryski lubią najbardziej. Obiektyw nie zmienia swoich wymiarów podczas ostrzenia, nic się nie obraca i, co jest dużą zaletą, nie zasysa pyłków do wnętrza. Wbudowana osłona przeciwsłoneczna spełnia swoje zadanie bardzo dobrze i co jest dużym plusem nie można jej zgubić. Pierścień ostrzenia manualnego jest bardzo szeroki (8,5 cm.), wygodny i daje duży komfort podczas manualnego ustawiania ostrości. Spotkałem się z różnymi opiniami dotyczącymi przełącznika AF-MF zastosowanego w tej Sigmie. Zamiast typowego przełącznika mamy pierścień okalający obiektyw pomiędzy pierścieniem ostrości a mocowaniem statywowym. Mnie takie rozwiązanie nie przeszkadza i uważam je za równie wygodne co standardowe. Do dyspozycji mamy również limiter, którym wybieramy zakres pracy AF (lub ostrzenia manualnego). Limiter umożliwia pracę w trzech trybach, pełen zakres, od 1,6 metra do 2,6 metra lub od 3,5 metra do nieskończoności. Biorąc pod uwagę powolny autofokus jest to bardzo pomocne rozwiązanie. Mocowanie statywowe to przy takim obiektywie konieczność i jest dobrze wykonane. Poniżej troszkę danych.

Typ budowy: IF (internal focus) 10 soczewek w 7 grupach w tym dwie soczewki SLD

Waga: 1,5 kg.

Długość: 26 cm.

Średnica filtra: 77 mm.

Minimalny dystans ostrzenia: 1,6 m. (skala 1:3)

Trzeba też wspomnieć o cenie tego obiektywu, która mieści się w granicach 1000-1800 zł. Ciężko znaleźć w tej cenie alternatywę. Nie ma praktycznie żadnego innego obiektywu o ogniskowej 400 mm i porównywalnej jakości optycznej.

Liczę że Zygmunt I Stary ozdabiający banknot 200 zł. przestanie się na mnie gniewać i częściej zagości w moim portfelu, jednak do puki to nie nastąpi i nie stanę się szczęśliwym posiadaczem 400/2,8L Sigma pozostanie moim ulubionym teleobiektywem. Obiektywem z wieloma wadami, ale mającym to “coś”.

Pierścienie pośrednie makro Canon

Pierścienie pośrednie makro Canon

Pierścieni pośrednich do fotografii makro używałam zawsze z Tamronem 90/2,8, wychodząc z założenia, że z obiektywem do makro będą najlepiej współpracować. A jak radzą sobie inne, standardowe obiektywy? W opisie, który umieszczają sprzedawcy pierścieni pośrednich do makro widnieje napis: umożliwia wykonywanie zdjęć makro za pomocą standardowych obiektywów. Czy kupując pierścienie pośrednie, możemy rozpocząć makro przygodę mając standardowe obiektywy?

Pierwsza rzecz, jaka przemawia za obiektywami makro jest ich odwzorowanie – na ogół 1:1. Z pierścieniami będzie jeszcze większe, ale za to standardowe obiektywy powinny po założeniu pierścieni ociągnąć “makro odwzorowanie”.

Przetestowałam cztery obiektywy, tutaj ich krótka charakterystyka ze strony optyczne.pl. Testy oczywiście na statywie, przysłona we wszystkich przypadkach stała – f/10, czas 1,3 – 2,5 s w zależności od obiektywu, ISO 100. Światło zastane + dopalenie z zew lampy (które specjalnie dużo nie wniosło). Kolejność testowanych obiektywów jest przypadkowa. Testy z canonem 20d.

A to zdjęcie nakładanych pierścieni – domyślnie zakładane były wszystkie
IMG_2562

PREZENTOWANE NIŻEJ ZDJĘCIA SĄ PROSTO Z PUSZKI, NIC NIE OBRABIANE, JEDYNIE ZAMIENIONE Z RAW NA JPG 

(klikając w zdjęcie a następnie w rozdzielczość nad nim mamy duży rozmiar)

1. Canon EF 50 mm f/1.8 II – plastikowy, lekki i niedrogi obiektyw z bardzo dobrym światłem. Po założeniu pierścieni konstrukcja była wciąż zgrabna i lekka, a obsługa na statywie dzięki temu bardzo wygodna. A oto zdjęcia:
_MG_2768

_MG_2769

2. Tamron SP AF 17-50 mm f/2.8 XR Di II LD Aspherical – uniwersalny obiektyw, świetny zamiennik kita ze stałym światłem w całym zakresie ogniskowych. Niestety w połączeniu z pierścieniami mnie rozczarował. Po założeniu wszystkich pierścieni, nie byłam w stanie złapać ostrości sprawdzając cały zakres ogniskowych. Zdjęłam dwa pierścienie, zostawiając jeden, największy (31 mm). Tym razem, na ogniskowej 50 udało mi się wyostrzyć, ale moneta była bardzo blisko pierwszych soczewek. Z dwoma pierścieniami niestety już wyostrzyć mi się nie udało.

_MG_2771

3. Tamron SP AF 90 mm f/2.8 Di Macro – a oto i teoretycznie król parkietu – wyspecjalizowany obiektyw do zdjęć makro z odworowaniem 1:1. W przypadku tego obiektywu odległość fotografowanej monety od pierwszych soczewek była dość duża, wydaje mi się, że Tamron 90/2,8 śmiało poradziłby sobie z podwójnym takim zestawem.

_MG_2776

_MG_2772

_MG_2775

4. Canon EF 70-300 mm f/4-5.6 IS USM teleobiektyw, który spisywał się przy zdjęciach ptaków, ale jako obiektyw makro? Nie ukrywam, że do testu podchodziłam dość sceptycznie. Obiektyw i pierścienie dawały dość dużą przeciwwagę dla body na statywie. Przy tych gabarytach przydałby się drugi statyw na obiektyw. Dodatkowo przy pierwszych dwóch zdjęciach wyskoczył mi error 01 (uszkodzenie przysłony). Zresetowałam wszystko co tylko było możliwe i udało się zrobić zdjęcia:

_MG_2784

_MG_2783

_MG_2782

WNIOSKI:
1. Największe wrażenie w testowanych obiektywach wywarł na mnie Canon 50/1,8. Jakość zdjęć jest mocno zbliżona to dych robionych Tamronem 90/2,8. Największą różnicą jest kolorystyka zdjęcia. Dodatkowym plusem jest lekkość tego szkiełka i małe gabaryty, Które poza ogólną wygodą ułatwiają doświetlanie zewnętrzną lampą.
2. O dziwo dobrze wypadł również teleobiektyw Canon 70-300/4-5,6. Największym problemem stanowi tu ciężar – obiektyw ten z zestawem pierścieni okazał się bardzo ciężki a przez to i trudny do ustabilizowania na statywie.
3. Tamron 90/2,8 nie wybił się jakoś szczególnie. Niewątpliwie ma potencjał i można by domontować do niego więcej pierścieni. W wolnej chwili chętnie zrobiłabym dogrywkę pomiędzy tamronem 90/2,8 a Canonem 50/1,8
4. Tamron 17-50/2,8 okazał się nieprzystosowany do zabawy z pierścieniami makro. Udało wyostrzyć mi się tylko na jednym pierścieniu, soczewka obiektywu była tuż tuż nad fotografowaną monetą.

Siła przypadku czyli kilka słów o tanich obiektywach

Siła przypadku czyli kilka słów o tanich obiektywach

Siła zbiegu okoliczności to coś niesamowitego. Tak często przypadkowe i wydawałoby się bez znaczenia działanie, powoduje spore zmiany w nas i w naszym życiu. Fotografia w moim życiu pojawiła się też trochę w wyniku takiego zbiegu okoliczności. Jako świeżo upieczony tata, pożyczonym kompaktem, fotografowałem córkę metodą na “Japońskiego turystę”. Gdyby nie jedno ujęcie pozostałaby seria kiepskich zdjęć o mega mocy łapania za serducho. To jedno nieudane ujęcie, a właściwie kilkanaście prób, było początkiem bakcyla fotografii.

Minęło pięć lat od tamtego dnia. Zmienił się sprzęt i rodzaj fotografii a siła przypadku nadal o sobie przypomina. Kupiłem ostatnio Canona FD 50/3,5 Macro i to ten i podobne do niego obiektywy chciałbym opisać. Były one niedrogie, a uzyskiwane nimi obrazki bardzo mnie cieszyły.

Pierwszy, o którym chcę powiedzieć kilka słów, to Jupiter 200 mm f/4. Był moim pierwszym teleobiektywem, z którym uganiałem się za zwierzętami po okolicznych polach.

zając

Zdjęcie wykonane obiektywem Jupiter 200 mm f/4

Kupiony został na jednym z serwisów aukcyjnych za kwotę 14 zł (plus przesyłka) i był przez ponad rok źródłem sporej uciechy. W pełni użyteczny już na pełnej dziurce, o ładnym oddaniu kolorów i do tego niesamowicie tani.

Po nim miałem większość z polecanych manualnych obiektywów 300 mm i przyznam, że żaden nie cieszył tak jak ten Jupiter.

Sarny

Zdjęcie wykonane obiektywem Jupiter 200 mm f/4

To właśnie nim wykonałem zdjęcie Sowy Błotnej, jednego z najrzadziej występujących ptaków w naszym kraju.

sowa (1)

Zdjęcie wykonane obiektywem Jupiter 200 mm f/4

Były też szkła systemowe z AF ale… dopiero teraz znalazłem obiektyw, który tak jak Jupiter ma to “coś” i jest w moim zasięgu finansowym. Tym obiektywem jest używana obecnie przeze mnie Sigma 400/5,6 APO TeleMacro, ale o niej napiszę osoby tekst. Wracając do Jupitera, jeśli kogoś nie przeraża brak AF, to jest to najtańszy obiektyw 200 mm o niezłej jakości optycznej.

Drugi obiektyw, który zrobił na mnie wielkie wrażenie, również jest niedrogi i podobnie jak Jupiter pochodzi zza wschodniej granicy. To Helios MC 44M-4. Obiektyw o ogniskowej 58 mm i maksymalnej przysłonie f/2.

IMG_6683_1_1

Zdjęcie wykonane obiektywem Helios MC 44M-4

Miałem przed nim inne obiektywy klasy 50 mm, o większej jasności, w tym Mamiye 58/1,4 i Canona EF 50/1,8 i trzeba mu przyznać, że w tym gronie dawał sobie dobrze radę.

IMG_6708

Zdjęcie wykonane obiektywem Helios MC 44M-4

Heliosa miałem dwie sztuki i niestety rozrzut jakościowy był wielki. Jeden był bardzo dobrym, ostro rysującym obiektywem, drugi co najwyżej poprawnym.

Zdjęcie wykonane obiektywem Helios MC 44M-4

Nadal można kupić ten obiektyw za mniej niż 100 zł, co przy jego możliwościach optycznych jest bardzo atrakcyjną kwotą. Oczywiście pod warunkiem, że trafimy na dobry egzemplarz.

Ostatnim obiektywem, który chciałem opisać jest Canon FD 50 mm f/3,5. Trafił się w okazyjnej cenie (160 zł), więc nie mogłem się oprzeć…

Większość opinii, jakie można przeczytać w sieci, jest pozytywnych i muszę się z nimi zgodzić. Pomimo wieku (obiektyw ma co najmniej 32 lata) obrazy w zakresie makro są na bardzo przyzwoitym poziomie. Nie twierdzę, że może konkurować rozdzielczością z Tamronem 90/2,8, ale kontrast, kolor i rozdzielczość jest zdecydowanie lepsza niż ze “standardowej pięćdziesiątki” i pierścieni.

W ubiegłym sezonie do zdjęć makro używałem Minolty 50/1,4 i o ile ten obiektyw w portrecie był przyzwoity, to w połączeniu z pierścieniami pośrednimi spadek kontrastu i rozdzielczości był wielki. Już przy skali 1,5:1 zdjęcia wymagały bardzo mocnej obróbki. Dodawanie kolejnych pierścieni mijało się z celem. Cóż Minolta, w odróżnieniu od Canona, nie miała optyki skorygowanej dla małych odległości ostrzenia.

Canon FD 50/3,5 to “prawdziwy” obiektyw makro, pomimo że bez pierścieni osiąga “jedynie” skale 1:2. Przy adapterze FD-EOS i pierścieniach  pośrednich (łącznie 95 mm) osiąga skalę 2:1 i to przy całkowicie użytecznym obrazku.

Brak AF przy takich skalach jest bez znaczenia. Jedynie manualnie sterowana przysłoną jest problemem. Zmusza do ostrzenia na “roboczej” przysłonie, co przy dodatkowych pierścieniach daje bardzo ciemny obraz w wizjerze.

Kupiłem go całkiem niedawno więc jedynymi zdjęciami jakie mogę pokazać to “domowe studio”.

Stackosa1 copy-4

 Zdjęcie wykonane obiektywem Canon FD 50 mm f/3,5

Obiecuje uzupełnić wpis o zdjęcia “z łąki” po rozpoczęciu sezonu, ale już dziś mogę z czystym sumieniem polecić ten obiektyw. Pozdrawiam serdecznie wszystkich miłośników manualnych obiektywów. Bartosz Bujała.

Stacking

Napisane dnia 20 stycznia 2013 przez

Odnośnik bezpośredni do Stacking

10 komentarzy
Stacking

W Galerii zdjęć pojawiła się nowa pozycja – Martwa natura. Próżno szukać tam jednak zdjęć obfitych tac, pełnych słodkich owoców czy kwiecistych bukietów w kolorowych wazonach. Naszą martwą naturę należy odbierać dosłownie – Galeria przedstawia zdjęcia wykonane techniką stackingu nieżywych już stawonogów, a dokładniej owadów i w przyszłości pajęczaków.

Dlaczego obiektem fotograficznym są wysuszone już owady czy pajęczaki? Z dwóch powodów: po pierwsze styczeń to zdecydowanie niesprzyjający miesiąc na poszukiwanie zmiennocieplnych organizmów, które przeczekują ten zimny czas zaszyte gdzieś głęboko np pod ziemią lub w starych pniach drzew, często jedynie w postaci larwalnej. Po drugie, niewątpliwie dużo łatwiej jest zrobić serię takich samych zdjęć nieruszającemu się modelowi.

Nasza Martwa natura zawiera, jedyne jak do tej pory na stronie, zdjęcia robione metodą stackingu. Technika ta wymaga dużo więcej zaangażowania od fotografa i bardziej skomplikowanej obróbki. Dokładniej polega na poprawieniu głębi ostrości (GO) obrazu w zdjęciach. Słaba GO wynika ze zbyt małej ilości światła, co przekłada się na niskie wartości przysłony. Lustrzanki z matrycą APS-C dają małą GO. Oczywiście można próbować wykonywać zdjęcia na f/16 czy nawet f/20, jednak efekty ze stackingu są duże lepsze. Do wykorzystania tej techniki wykonuje się kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt/kilkaset takich samych zdjęć, zmieniając tylko w każdym z nich punkt ostrzenia. Po obróbce, polegającej na nałożeniu na siebie zdjęć, powstaje nam obraz ostry w każdym punkcie.

Efekt jest już widoczny przy kilku zdjęciach. Dodane przez Bartka zdjęcia wykonane są bez użycia drogiej, specjalistycznej aparatury. Ograniczają się do zdjęć zrobionych w domowym studiu, z wykorzystaniem kupionego za niewielkie pieniądze (160 zł), manualnego obiektywu do Macro Canona 50/3,5, pierścieni i wbudowanej lampy błyskowej z dyfuzorem zrobionym ze styropianowego opakowania po jedzeniu.

Efekt – sami oceńcie.

Edit:// W odpowiedzi na pytanie Maćka dodaję gifa, którego przygotował Bartek i na którym widać poszczególne nakładane na siebie zdjęcia i efekt końcowy.

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa?

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa?

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa? Eksperymentowałam zawrówno z jednym, jak i z drugim, postaram się więc parę słów napisać o moim doświadczeniu związanym z używanym sprzętem. Co prawda miało być bardziej merytorycznie, a wyszło pamiętnikowo, ach…

Cofnę się najpierw do 2006 roku, kiedy stałam przed swoim pierwszym wyborem cyfrowego aparatu fotograficznego. Oczywiście parametry, które wtedy uznawane były za szczyt możliwości, teraz są zupełnie przeciętne, ale na jedną, niezmienną rzecz chciałam zwrócić uwagę – możliwość ustawień manualnych. Nawet jeśli teraz nie mamy o fotografowaniu pojęcia, może kiedyś będziemy chcieli pokombinować i poustawiać parametry samodzielnie. Daje to naprawdę sporo więcej możliwości, niż pstrykanie wszystkiego na funkcji auto.
Kompakt wybrany przeze mnie w 2006 miał być aparatem do wszystkiego, poręcznym i lekkim na wycieczkach, a jednocześnie robiącym w miarę dobre zdjęcia.

Canon PowerShot A710 IS dodatkowo miał innowacyjną wówczas funkcję stabilizacji i oczywiście możliwość ustawień manualnych. Do niewątpliwych zalet, można zaliczyć również kręcenie krótkich filmików. Canonik służył mi czynnie przez prawie sześć lat, teraz jego funkcja jest bierna – leży w szufladzie i czeka aż dzieci ciut jeszcze podrosną, wtedy zapewne służyć będzie im dalej. Niedługo po kupnie mojego kompaktu odkryłam w nim funkcję makro.

To jedno z moich pierwszych zdjęć, zrobione na dużym zbliżeniu, które jako jedno z nielicznych z tamtych czasów znajduje się na stronie.

muchomor

Radość z funkcji makro nie trwała jednak długo, gdybyż w moim życiu pojawiły się nowe obiekty do fotografowania 😉
Na najbliższe lata zamieniłam się więc w portrecistkę i dokumentatora 😉

Powrót i ponowne odkrycie makrofotografii przyszedł na wiosnę 2012. Muszę zaznaczyć jednak, że z moim aparatem nigdy na dłużej się nie rozstawałam, uwieczniając niedzielne spacery, burzliwe chmury czy piękne zachody słońca. Oczywiście próbowałam i z ptakami, małymi ssakami, ale jeśli obiekty były dalej niż 2-3 m, efekty były bardzo kiepskie. Zdjęcia makro były natomiast zadowalające. A jak na tamte możliwości, nawet mi się podobały 🙂 Dodatkowo otwierały przede mną zupełnie nieznany świat owadów.

Mając kompakt i chcąc polepszyć jakość swoich zdjęć makro, najlepszym rozwiązaniem jest soczewka. Wybrałam więc przez wszystkich reklamowanego i zachwalanego Raynoxa 250. O soczewce tej informacji w necie jest masa, nie będę się więc tutaj rozpisywać. A czy mi się sprawdziła? Chyba tak, tzn na pewno było lepiej, ale… soczewka dawała powiększenie, brakowało jednak mimo wszystko jakości. Dostępne dziś na rynku kompakty zapewne spisywałyby się z nią znacznie lepiej. Mój kompakcik miał jednak dość słabe parametry i cudów oczekiwać od niego nie można: szumy już na ISO 400, pixeli tyle co w telefonie komórkowym, a maxymalna wartość przysłony 7,1. Dla amatora zaczynającego bawić się w makrofotografię było super. Zajawiona moim nowym zestawem, każdą wolną chwilę spędzałam gdzieś w krzakach, szukając robaczków. I wszystko byłoby dobrze, gdyby na świecie nie było… lustrzanek. Kolory i plastyka bijąca ze zdjęć robionych lustrem powalała. Oglądałam zdjęcia innych robionych kompaktem i raynoxem – były dobre technicznie, często z dużą ilością szczegółów, ale na ogół brakowało w nich plastyki, kolorów, pięknie rozmytego tła i ogólnie swego rodzaju artyzmu.

Wojsiłka pospolita
To zdjęcie, które mogę uznać za jedno ze swoich lepszych zrobione Canonem A710 i Raynoxem. Fatalnie jednak prezentuje się tło, a i sama wojsiłka nie ma widocznych zbyt wielu szczegółów (większy rozmiar).

Zaczynałam dostrzegać coraz wyraźniej różnice w jakości i coraz bardziej marzyłam o lustrzance… Dodatkowo mój kompakcik doczekał się kilku rys na szkle, co często widoczne było na zdjęciach. Nadeszła więc pora na zmianę!

Lustrzanka to jedno. Druga i ważniejsza sprawa to obiektyw. Początkowo myślałam o kombinowaniu z obiektywami M42 i pierścieniami.

W końcu padło jednak na droższą, lecz pewniejszą zabawkę – polecany przez wiele osób obiektyw do makro Tamron 90/2,8. Kupiłam używkę na allegro – cena nie była tak przytłaczająca. Obiektyw był śliczny, miło mi się na niego patrzyło. Szkoda tylko, że nie miałam do niego body 😉 Pierwsze zdjęcia robiłam więc na pożyczonym EOSie, na swoje body musiałam poczekać do przyszłego miesiąca 😉 Na szczęście używka 20D kosztowała mnie połowę tego co Tami.

No i się zaczęło 😉

Zdjęcia kompaktem i lustrem robi się zupełnie inaczej. Począwszy od banalnego aspektu jakim jest waga czy patrzenie bezpośrednio przez wizjer, kończąc na zupełnie innych ustawieniach przysłony. Ale konkrety w następnym wpisie 🙂

Wystawa fotograficzna w Poznaniu

Wystawa fotograficzna w Poznaniu

Doczekałam się swojej pierwszej, niewielkiej wystawy 🙂 Moje zdjęcia można jeszcze przez parę dni oglądać w Poznaniu w Galerii O B O K na ulicy Słowackiego 20 (tel. 061 829 28 12, e-mail: galeria@galeriaobok.art.pl). Wszystkich poznaniaków zapraszam do obejrzenia zdjęć na żywo. Po zakończeniu wystawy zdjęcia dostępne będą na stronie Galerii.

Oto parę zdjęć z wernisażu:


 

Sama niestety galerii nie widziałam, reprezentował mnie kuzyn Maciej, który równocześnie tą wystawę mi zaproponował. Dziękuję!

Po Wernisażu Maciej relacjonował: Ludzie byli bardzo pozytywnie zaskoczeni, że w tak krótkim okresie udało Ci się osiągnąć taki poziom zdjęć.
Bardzo jest mi miło, że zdjęcia się podobały. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym zdjęciem będzie coraz lepiej, bo wciąż widzę w nich dużo niedociągnięć, wiem że może być jeszcze lepiej… Faktycznie fotografią makro interesuję się od pół roku, ale w sezonie owadzim każdego dnia wracałam do domu z zapisanymi zdjęciami na karcie, a z domu nie ruszałam się bez aparatu… Najwięcej zdjęć w ostatnim półroczu powstało przez sierpień i wrzesień. Na dysku z tego okresu mam prawie 1000 wybranych już zdjęć, oczywiście o tematyce owadziej.

Maciej relacjonował: Pytali, jakim sprzętem robisz, skąd wiesz jak się nazywa dany robal.
Swoje pierwsze zdjęcia makro zaczęłam robić cyfrowym aparatem kompaktowym (Canon A 710), później dokupiłam do niego soczewkę Raynox DCR-250, ale ponieważ apetyt na coraz lepsze zdjęcia rośnie, w tej chwili fotografuję obiektywem Tamron SP AF 90mm f/2.8 Di Makro, w zestawie z wysłużonym już, ale wciąż dobrze radzącym sobie Canonem 20d. Więcej o moich sprzętowych zmaganiach można przeczytać tutaj

Jeśli chodzi o nazewnictwo, to sprawa czasami jest bardziej skomplikowana niż zrobienie dobrego zdjęcia. W tej chwili dorobiłam się już kilku pozycji literaturowych. Książka, po którą najczęściej sięgam to Owady Polski Marka Kozłowskiego, ale na wiosnę koniecznie muszę zakupić jakieś klucze do oznaczania owadów i pajęczaków. No a poza papierową literaturą na szczęście jest internet, w którym najczęściej szukam informacji.

Maciej relacjonował: Ja opowiadałem tyle co wiem, jak Twoje zdjęcia powstają, ale na szczegółowe pytania nie znalem odpowiedzi i odsyłałem na Twoja stronę.
Dziękuję Maciej jeszcze raz za przedstawicielstwo, za to że starałeś się odpowiadać na pytania i odsyłałeś na stronę 🙂 Ciut więcej informacji o mnie można przeczytać jeszcze tutaj

Może znajdzie się osoba, która była na wystawie, widziała zdjęcia i coś od siebie zrelacjonuje? Zapraszam odważnych 😉
Przy tej okazji dziękuję również organizatorowi wystawy, Januszowi Kostrzeskiemu, za zaangażowanie i pomoc oraz wszystkim miłośnikom fotografii, którzy oglądali galerię zdjęć :).