Kompakt czy lustrzanka cyfrowa?

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa?

Kompakt czy lustrzanka cyfrowa? Eksperymentowałam zawrówno z jednym, jak i z drugim, postaram się więc parę słów napisać o moim doświadczeniu związanym z używanym sprzętem. Co prawda miało być bardziej merytorycznie, a wyszło pamiętnikowo, ach…

Cofnę się najpierw do 2006 roku, kiedy stałam przed swoim pierwszym wyborem cyfrowego aparatu fotograficznego. Oczywiście parametry, które wtedy uznawane były za szczyt możliwości, teraz są zupełnie przeciętne, ale na jedną, niezmienną rzecz chciałam zwrócić uwagę – możliwość ustawień manualnych. Nawet jeśli teraz nie mamy o fotografowaniu pojęcia, może kiedyś będziemy chcieli pokombinować i poustawiać parametry samodzielnie. Daje to naprawdę sporo więcej możliwości, niż pstrykanie wszystkiego na funkcji auto.
Kompakt wybrany przeze mnie w 2006 miał być aparatem do wszystkiego, poręcznym i lekkim na wycieczkach, a jednocześnie robiącym w miarę dobre zdjęcia.

Canon PowerShot A710 IS dodatkowo miał innowacyjną wówczas funkcję stabilizacji i oczywiście możliwość ustawień manualnych. Do niewątpliwych zalet, można zaliczyć również kręcenie krótkich filmików. Canonik służył mi czynnie przez prawie sześć lat, teraz jego funkcja jest bierna – leży w szufladzie i czeka aż dzieci ciut jeszcze podrosną, wtedy zapewne służyć będzie im dalej. Niedługo po kupnie mojego kompaktu odkryłam w nim funkcję makro.

To jedno z moich pierwszych zdjęć, zrobione na dużym zbliżeniu, które jako jedno z nielicznych z tamtych czasów znajduje się na stronie.

muchomor

Radość z funkcji makro nie trwała jednak długo, gdybyż w moim życiu pojawiły się nowe obiekty do fotografowania 😉
Na najbliższe lata zamieniłam się więc w portrecistkę i dokumentatora 😉

Powrót i ponowne odkrycie makrofotografii przyszedł na wiosnę 2012. Muszę zaznaczyć jednak, że z moim aparatem nigdy na dłużej się nie rozstawałam, uwieczniając niedzielne spacery, burzliwe chmury czy piękne zachody słońca. Oczywiście próbowałam i z ptakami, małymi ssakami, ale jeśli obiekty były dalej niż 2-3 m, efekty były bardzo kiepskie. Zdjęcia makro były natomiast zadowalające. A jak na tamte możliwości, nawet mi się podobały 🙂 Dodatkowo otwierały przede mną zupełnie nieznany świat owadów.

Mając kompakt i chcąc polepszyć jakość swoich zdjęć makro, najlepszym rozwiązaniem jest soczewka. Wybrałam więc przez wszystkich reklamowanego i zachwalanego Raynoxa 250. O soczewce tej informacji w necie jest masa, nie będę się więc tutaj rozpisywać. A czy mi się sprawdziła? Chyba tak, tzn na pewno było lepiej, ale… soczewka dawała powiększenie, brakowało jednak mimo wszystko jakości. Dostępne dziś na rynku kompakty zapewne spisywałyby się z nią znacznie lepiej. Mój kompakcik miał jednak dość słabe parametry i cudów oczekiwać od niego nie można: szumy już na ISO 400, pixeli tyle co w telefonie komórkowym, a maxymalna wartość przysłony 7,1. Dla amatora zaczynającego bawić się w makrofotografię było super. Zajawiona moim nowym zestawem, każdą wolną chwilę spędzałam gdzieś w krzakach, szukając robaczków. I wszystko byłoby dobrze, gdyby na świecie nie było… lustrzanek. Kolory i plastyka bijąca ze zdjęć robionych lustrem powalała. Oglądałam zdjęcia innych robionych kompaktem i raynoxem – były dobre technicznie, często z dużą ilością szczegółów, ale na ogół brakowało w nich plastyki, kolorów, pięknie rozmytego tła i ogólnie swego rodzaju artyzmu.

Wojsiłka pospolita
To zdjęcie, które mogę uznać za jedno ze swoich lepszych zrobione Canonem A710 i Raynoxem. Fatalnie jednak prezentuje się tło, a i sama wojsiłka nie ma widocznych zbyt wielu szczegółów (większy rozmiar).

Zaczynałam dostrzegać coraz wyraźniej różnice w jakości i coraz bardziej marzyłam o lustrzance… Dodatkowo mój kompakcik doczekał się kilku rys na szkle, co często widoczne było na zdjęciach. Nadeszła więc pora na zmianę!

Lustrzanka to jedno. Druga i ważniejsza sprawa to obiektyw. Początkowo myślałam o kombinowaniu z obiektywami M42 i pierścieniami.

W końcu padło jednak na droższą, lecz pewniejszą zabawkę – polecany przez wiele osób obiektyw do makro Tamron 90/2,8. Kupiłam używkę na allegro – cena nie była tak przytłaczająca. Obiektyw był śliczny, miło mi się na niego patrzyło. Szkoda tylko, że nie miałam do niego body 😉 Pierwsze zdjęcia robiłam więc na pożyczonym EOSie, na swoje body musiałam poczekać do przyszłego miesiąca 😉 Na szczęście używka 20D kosztowała mnie połowę tego co Tami.

No i się zaczęło 😉

Zdjęcia kompaktem i lustrem robi się zupełnie inaczej. Począwszy od banalnego aspektu jakim jest waga czy patrzenie bezpośrednio przez wizjer, kończąc na zupełnie innych ustawieniach przysłony. Ale konkrety w następnym wpisie 🙂

Wystawa fotograficzna w Poznaniu

Wystawa fotograficzna w Poznaniu

Doczekałam się swojej pierwszej, niewielkiej wystawy 🙂 Moje zdjęcia można jeszcze przez parę dni oglądać w Poznaniu w Galerii O B O K na ulicy Słowackiego 20 (tel. 061 829 28 12, e-mail: galeria@galeriaobok.art.pl). Wszystkich poznaniaków zapraszam do obejrzenia zdjęć na żywo. Po zakończeniu wystawy zdjęcia dostępne będą na stronie Galerii.

Oto parę zdjęć z wernisażu:


 

Sama niestety galerii nie widziałam, reprezentował mnie kuzyn Maciej, który równocześnie tą wystawę mi zaproponował. Dziękuję!

Po Wernisażu Maciej relacjonował: Ludzie byli bardzo pozytywnie zaskoczeni, że w tak krótkim okresie udało Ci się osiągnąć taki poziom zdjęć.
Bardzo jest mi miło, że zdjęcia się podobały. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym zdjęciem będzie coraz lepiej, bo wciąż widzę w nich dużo niedociągnięć, wiem że może być jeszcze lepiej… Faktycznie fotografią makro interesuję się od pół roku, ale w sezonie owadzim każdego dnia wracałam do domu z zapisanymi zdjęciami na karcie, a z domu nie ruszałam się bez aparatu… Najwięcej zdjęć w ostatnim półroczu powstało przez sierpień i wrzesień. Na dysku z tego okresu mam prawie 1000 wybranych już zdjęć, oczywiście o tematyce owadziej.

Maciej relacjonował: Pytali, jakim sprzętem robisz, skąd wiesz jak się nazywa dany robal.
Swoje pierwsze zdjęcia makro zaczęłam robić cyfrowym aparatem kompaktowym (Canon A 710), później dokupiłam do niego soczewkę Raynox DCR-250, ale ponieważ apetyt na coraz lepsze zdjęcia rośnie, w tej chwili fotografuję obiektywem Tamron SP AF 90mm f/2.8 Di Makro, w zestawie z wysłużonym już, ale wciąż dobrze radzącym sobie Canonem 20d. Więcej o moich sprzętowych zmaganiach można przeczytać tutaj

Jeśli chodzi o nazewnictwo, to sprawa czasami jest bardziej skomplikowana niż zrobienie dobrego zdjęcia. W tej chwili dorobiłam się już kilku pozycji literaturowych. Książka, po którą najczęściej sięgam to Owady Polski Marka Kozłowskiego, ale na wiosnę koniecznie muszę zakupić jakieś klucze do oznaczania owadów i pajęczaków. No a poza papierową literaturą na szczęście jest internet, w którym najczęściej szukam informacji.

Maciej relacjonował: Ja opowiadałem tyle co wiem, jak Twoje zdjęcia powstają, ale na szczegółowe pytania nie znalem odpowiedzi i odsyłałem na Twoja stronę.
Dziękuję Maciej jeszcze raz za przedstawicielstwo, za to że starałeś się odpowiadać na pytania i odsyłałeś na stronę 🙂 Ciut więcej informacji o mnie można przeczytać jeszcze tutaj

Może znajdzie się osoba, która była na wystawie, widziała zdjęcia i coś od siebie zrelacjonuje? Zapraszam odważnych 😉
Przy tej okazji dziękuję również organizatorowi wystawy, Januszowi Kostrzeskiemu, za zaangażowanie i pomoc oraz wszystkim miłośnikom fotografii, którzy oglądali galerię zdjęć :).

Ważki – 325 mln lat dążenia do doskonałości

Ważki – 325 mln lat dążenia do doskonałości

Ważki to niesamowite owady. Im więcej o nich czytam, tym jestem pod większym wrażeniem ich wyjątkowości. Należą do najstarszych ewolucyjnie współcześnie żyjących owadów. Formy podobne do współczesnych ważek (Protodonata) znane są z osadów górnokarbońskich (era paleozoiczna), ok 325 mln lat temu. O dinozaurach Ziemia usłyszy dopiero za 100 mln lat! Ważki te były największymi znanymi owadami, o rozpiętości skrzydeł dochodzącej do 75 cm. Inna sprawa, że w karbonie wiele stawonogów osiągało duże rozmiary, co spowodowane było najprawdopodobniej dużą zawartością tlenu w powietrzu. Ale wróćmy do ważek – ta największa – Meganeura wg http://pl.wikipedia.org/wiki/Meganeura wyglądała tak:

Najstarsi przedstawiciele właściwych ważek rzędu Odonata, znani są również z ery paleozoicznej, a konkretniej z dolnego permu (250 mln lat). Pamiętajmy więc o tym, mówiąc, że dinozaury na Ziemi żyły dawno temu… 😉

Rekord najstarszego ze współcześnie żyjących owadów przyznany, pora na kolejną nominację – lotnictwo. Ważki, jako jedne z nielicznych zwierząt (konkurencją dla nich są kolibry) potrafią wykonać tzw. zawis, czyli utrzymać się w powietrzu nie wykonując ruchu względem ziemi. Zawis wymaga wydatkowania większej ilości energii niż inne sposoby latania.
Ale to nie koniec sensacji związanej z lotnictwem. Ważki potrafią latać we wszystkich kierunkach, w tym również do tyłu. Według większości zdobytych przeze mnie informacji, są również najszybszymi owadami, a rekord należy się ważce australijskiej, która potrafi latać z prędkością 58 km/h. Informacje o szybkości lotu ważek są jednak różne, jak również o tym, jaki owad jest najszybszy. Według badań przeprowadzonych na Uniwerytecie Florydy, przypada ona… musze końskiej bijąc tym samy ważkę ponad dwukrotnie.


Na stanowisku – ważka przygotowana do ataku na zdobycz, fot. Agata Bednarska

Niesamowite są również oczy ważek, szczególnie różnoskrzydłych z rodziny żagnicowatych czy ważkowatych. Mają one w każdym oku po około 12 tysięcy pojedynczych stożków dioptrycznych i widzą dookoła głowy. Wysunięte naprzód elementy twarzy (warga górna, nadustek, czoło) tworzą coś na kształt zderzaka, prawdopodobnie przydatnego w powietrznych utarczkach (M. Kozłowski, Owady Polski). Tak dobrze wykształcone oczy mają jeden cel – wypatrzeć i schwytać posiłek (takiego np komara czy bzyga).


Ważka szablaka, fot. Agata Bednarska

I na deser – rozmnażanie, czyli kamasutra w wykonaniu ważek.
Zapewne każdy z Was widział, jak sprawnie potrafią latać “sczepione” ze sobą te owady. To jednak dopiero początek. Sposób ich rozmnażania jest bardzo ciekawy i wyjątkowy. Zacząć należy od tego, że ważki to zwierzęta terytorialne. Samiec pilnuje swojego obszaru, na którym poluje i gdzie rozwijać się będą jego dzieci. Poza tym wzniosłym aspektem, rola samca w akcie kopulacyjnym polega przede wszystkim na złapaniu partnerki za “szyję” (właściwie za przewężenie przedtułowia) cęgami na odwłoku. Samica, uchwycona w miłosnym uścisku, dobrowolnie podgina swój odwłok w kierunku tzw. wtórnych narządów kopulacyjnych znajdujących się na drugim segmencie samczego odwłoka. Całość wygląda dość zjawiskowo.


kopulacja, fot. Bartosz Bujała

Na tym jednak nie koniec miłosnych sztuczek. Okazuje się, że w początkowym akcie kopulacyjnym wcale nie dochodzi do przekazywania spermy, a do jej usuwania! Kiedy samica zostaje “wyczyszczona” z plemników innego samca, dochodzi do prawdziwego aktu kopulacji.
Następnie samica składa jaja do wody na terytorium samce. Oczywiście i tu zdarzają się różne sprytne zagrania samic, którym czasem udaje się złożyć jaja na terytorium innego samca, choć ja, jako kobieta, o tych “sprytnych” zagraniach wolałabym się nie rozpisywać 😉

Ważki to doskonali drapieżnicy – o tym już trochę było powiedziane. Doskonałe oczy to jedno. Drugie zaś, to częste ataki na zdobycz z powietrza. I tu zapewne przydaje się duża prędkość. Owady te chwytają ofiarę w locie, odnóżami zaopatrzonymi w sztywne szczeciny.

O ważkach napisać by można jeszcze wiele, ale to już może zostawię na następny raz 🙂

Żaby brunatne – pożyteczne drapieżniki

Żaby brunatne – pożyteczne drapieżniki

W Polsce występuje 6 gatunków żab. Są to żaby brunatne (moczarowa, dalmatyńska, zwana też zwinką i trawna) oraz zielone (jeziorkowa, wodna i śmieszka). Jak nazwa wskazuje główna klasyfikacja tych żab oparta jest na ich ubarwieniu. O żabach zielonych, mam nadzieję uda mi się w przyszłości napisać. Teraz chciałam skoncentrować się na żabach brunatnych.
Żaby brunatne między sobą często nie jest łatwo odróżnić, gdyż ten sam gatunek posiada niekiedy znaczne różnice w ubarwieniu. Co więcej, żaba trawna potrafi przystosować swoje ubarwienie do środowiska, w którym żyje. Żaba ta ma jednak charakterystyczną cechę, po której można ją rozpoznać – jest to plama za głową w kształcie odwróconej
litery “V”.


Żaba trawna z charakterystyczna plamą za głową w kształcie litery “V”

Inne, charakterystyczne różnice w ubarwieniu, tj kolor brzucha czy grzbiet nie są dobrze widoczne na moich zdjęciach, gdyż były robione one jako zdjęcia artystyczne, nie dokumentacyjne (nad czym teraz trochę ubolewam). Drugie zdjęcie przedstawia najprawdopodobniej również żabę trawną. Żaba dalmatyńska obserwowana była tylko w niewielu regionach naszego kroju – na Podkarpaciu oraz pod Wrocławiem. Oczywiście nie można wykluczyć możliwości pojawienia się jej na połudnu od Krakowa, czyli w miejscu w którym robiłam zdjęcie, jednak prawdopodobieństwo to jest niewielkie.
Żaby trawne i moczarowe występują natomiast na terenie całego kraju, choć żaba moczarowa nie jest spotykana na wysokościach wyższych niż 600 m npm (zdjęcie robione w Wieliczce, na wysokości nie przekraczającej 400 m npm). Żaba moczarowa unika również terenów leśnych, preferując raczej te bardziej otwarte, w przeciwieństwie do żaby trawnej, którą można spotkać w wilgotnych lasach. Poniższe zdjęcie żaby brunatnej wykonane było w niewielkim lesie liściastym.


Żaba brunatna

Żaby brunatne większość swojego życia spędzają na lądzie. Aktywne są nocą i w czasie deszczowych, wilgotnych wieczorów. Wszystkie żaby są drapieżnikami, przyczyniając się przy tym do ograniczenie ilości szkodników. W ich menu znajdują się dżdżownice, ślimaki, owady i pająki. Same natomiast stanowią wartościowy posiłek dla zaskrońców, lisów, jeży, kun, wydr, borsuków, żmij i ptaków drapieżnych. Stanowią więc bardzo ceniony element biocenozy.

Żabom brunatnym środowisko wodne potrzebne jest do złożenia skrzeku i późniejszego rozwoju w nim kijanek. Po obudzeniu się ze snu zimowego gotowe do rozmnażania żaby (gotowość płciową osiągają po 3 latach) wyruszają na gody. Zaczynają je już z końcem lutego lub początkiem marca żaby trawne, przystosowane do chłodniejszego klimatu. Na gody pojawiają się przy niewielkich rozlewiskach, czasem nawet przy kałużach. Nie przeszkadza im przy tym zalegający często jeszcze śnieg, a podniecone samce aż do zakończenia godów nie pobierają pokarmu. W czasie godów żab trawnych występuję ampleksus piersiowy – polega on na tym, że samiec wchodzi na grzbiet samicy i chwyta ją mocno łapami. Wydziela nasienie na grzbiet samicy, po którym spływa ono na skrzek. Dzięki temu skutecznie zapładniane są jaja, gdyż wydzielanie plemników przez samca i składanie jaj przez samicę następuje w tym samym czasie. Dodatkowo mocny uścisk samca ułatwia wydzielanie jaj. Po odbyciu godów żaby wracają na ląd gdzie przebywają aż do jesieni (najdłużej aktywne są żaby trawne).

Żaba brunatna
Zdjęcie żaby brunatnej wykonane na Kaszubach (gmina Lipusz), fot. Bartosz Bujała

Wszystkie występujące w Polsce żaby brunatne podlegają ochronie gatunkowej. Dotyczy to również złożonego skrzeku i kijanek. Wiosną i jesienią żaby te odbywają często wielokilometrowe wędrówki w poszukiwaniu zbiornika wodnego do złożenia jaj lub miejsca do przezimowania. Ich szlaki często przecinają wówczas drogi i autostrady. Pamiętajmy o tym, aby jak najmniej żab ginęło pod kołami samochodów.

źródło: http://oczkowodne.net/article/ranae.php oraz wikipedia

Kowal bezskrzydły – towarzyski pluskwiak

Kowal bezskrzydły – towarzyski pluskwiak

W listopadzie owadzie życie zdecydowanie zamiera. Ciężko w tym miesiącu znaleźć jakieś aktywne owady. Szczęście dopisało mi z kowalami, choć nie zaobserwowałam ich już na korze lip, a jedynie wśród opadłych, uschniętych liści tego drzewa. Wykazywały dużą aktywność, przygotowując się zapewne do zbliżających się zimnych jesienno – zimowych dni. Jak zwykle wszystkie kowale skupiały się w mniejsze lub większe grupy. Zachowanie to jest najprawdopodobniej ich strategią ochronną przed atakami ptaków. Niewielkie, drapieżne ptaki, które żywią się owadami, takie jak np sikorki, dobrze wiedzą, że kowal bezskrzydły nie jest smacznym pokarmem. Samotnego kowala łatwiej pomylić z innym pokarmem, niż całą ich grupę.
Zdjęcia zgrupowanych kowali zamieszczałam już we wcześniejszym wpisie. Teraz jednak zaobserwować można dużą różnicę w ich skupiskach – reprezentują je tylko osobniki dorosłe.


Jesienne zgromadzenie dorosłych już kowali

Nie ma w tym nic dziwnego, skoro tylko one zimują. Po tym okresie, pierwsze zgromadzenie kowali zaobserwować można z początkiem kwietnia. Wiosenne słońce powoli rozgrzewa wtedy krew i stymuluje produkcję hormonów. A wszystko po to, żeby mniej więcej za tydzień połączyć się w pary. Nie trudno zaobserwować później połączone ze sobą kowale. Wszak w tym miłosnym uścisku mogą trwać nawet tydzień! Po co tak długo, skoro wg badań przepływu spermy z samca do samicy, zaplemnienie samicy zachodzi w pierwszych 3 – 4 godzinach? Okazuje się, że samiec kopulujący jako ostatni, zapładnia większość jaj rozwijających się w ciele samicy. Jest to tak zwana reguła przewagi ostatniego samca, która występuje również u innych owadów, szczególnie silnie objawia się jednak u kowali. Doczepiony za samicą samiec, to więc nic innego jak chodzący pas cnoty.


Kowal bezskrzydły bardzo potrzebował się podrapać. Wyszła mu z tego całkiem ciekawa pozycja.

 


Kowal bezskrzydły (Pyrrhocoris apterus), postać dorosła, szykuje się do nadejścia zimy.

Koniczyna – kwiat obfitości dla owadów

Koniczyna – kwiat obfitości dla owadów

Muszę przyznać, że koniczyna to wspaniała roślina. Nie przyniosła mi szczęścia swoimi czterolistnymi liśćmi, ale dzięki niej miałam możliwość zaobserwowania naprawdę sporej ilości owadów, które przylatują do jej kwiatów. Koniczyna jest mało wymagająca jeśli chodzi o warunki glebowe, kwitnie bardzo długo i przyciąga naprawdę całą rzeszę owadów. Dodatkowo szybko się rozprzestrzenia. Pomijam kwestię smaku samych liści, ale zapewne niejeden królik w tym momencie mógłby się odezwać i dodać parę pochlebstw od siebie.
A jak dużo koniczyna znaczy dla owadów, widać na zdjęciach.

Zdjęcia często może nie są najlepsze, ale zależało mi na pokazaniu różnorodności owadów (głównie motyli), dla których koniczyna jest rośliną żywicielską.

Koniczyna (Trifolium L.) to rodzaj roślin z rodziny bobowatych posiadająca ok 300 gatunków. Występuje w klimacie umiarkowanym wilgotnym Europy, Ameryki Północnej i Azji. W Polsce rośnie dziko ponad 20 gatunków, kilka jest uprawianych.

Najpopularniejsze w moich okolicach są dwa gatunki koniczyny:

Koniczyna biała (Trifolium repens L.) – jest uprawiana w wielu rejonach świata. W Polsce pospolita na stanowiskach naturalnych. Kwitnie od maja do września, po przekwitnięciu kwiaty brunatnieją. Zapylane są przez trzmiele lub pszczoły. Nasiona rozsiewane są przez zwierzęta a po przejściu przez ich układ pokarmowy nie tracą zdolności do kiełkowania.
Zastosowanie

Roślina pastewna – znajduje się w rejestrze roślin rolniczych Unii Europejskiej. Jest jedną z najcenniejszych roślin pastwiskowych, zawiera dużo białka i bardzo długo jest mięsista. Jest odporna na przygryzanie i deptanie. Dzięki rozłogom szybko wypełnia wydeptane miejsca. Nie nadaje się jednak do uprawy jako samodzielna roślina pastewna z powodu zbyt niskiego wzrostu uniemożliwiającego koszenie.

Roślina lecznicza – surowcem zielarskim są kwiaty. Są one składnikiem mieszanek ziołowych stosowanych przeciwreumatycznie i przeciwartretycznie.
Roślina miododajna – jest doskonalą rośliną miododajną. W odróżnieniu od koniczyny czerwonej zapylanej przede wszystkim przez trzmiele, nektar koniczyny białej jest osiągalny również dla pszczół miodnych, których języczki są krótsze niż u trzmieli. Wydajność miodowa zwarcie rosnącej koniczyny białej osiąga 100 kg/ha.


Koniczyna łąkowa (Trifolium pratense L.)
, nazywana także koniczyną czerwoną. Występuje w całej Europie, w środkowej Azji oraz północnej Afryce. W Polsce jest rośliną pospolitą. Kwitnie od maja do września. Do powstania owocu niezbędne jest zapylenie krzyżowe. Dokonać go mogą tylko owady o długim aparacie gębowym, głównie trzmiele. Roślina miododajna. Inne owady nie mogąc dostać się do nektaru przez gardziel korony i długą jej rurkę często wygryzają z boku korony otwór i wypijają nektar nie dokonując zapylenia. Po przekwitnięciu okwiat zsycha się.

Wikipedia podaje informację o zapylaniu kwiatów koniczyny przez trzmiele i pszczoły, nie wspominając słowem o motylach, co wg mnie jest dużym błędem. Długi aparat gębowy motyli równie sprawnie jak język trzmiela może dostać się głęboko do wnętrza kielicha. Z moich obserwacji wynika, że do kwiatów koniczyny równie chętnie przylatują motyle nocne, potwierdzając równocześnie regułę, że motyle nocne aktywne mogą być również w dzień.

Jaszczurka żyworodna

Napisane dnia 9 października 2012 przez

Odnośnik bezpośredni do Jaszczurka żyworodna

7 komentarzy
Jaszczurka żyworodna

Jaszczurka żyworodna, żyworódka (Zootoca vivipara) to jedna z czterech żyjących w Polsce jaszczurek i zarazem jedyny przedstawiciel rodzaju Zootoca. W naszym kraju objęta jest ścisłą ochroną.
Występuje niemal w całej Europie i w Azji. Jest jedynym gadem sięgającym tak daleko na północ. Występuje również często w obszarach górzystych.

Wygląd:
Jaszczurka żyworodna to niewielki gad, długość jej ciała dochodzi bowiem tylko do ok 16cm. Jej ubarwienie i rysunek są bardzo zmienne, zwykle w odcieniu brązowym, brunatnym, oliwkowym lub szarym. Jasne i ciemne plamki tworzą wstęgi przebiegające wzdłuż grzbietu i dalej po obu stronach ogona. Samce mają często bardziej ciemny grzbiet oraz żółty albo pomarańczowy brzuch z małymi ciemnymi cętkami. Ponadto u samców jest dobrze widoczne zgrubienie u nasady ogona. Samice są z reguły bledsze i nie posiadają plamek na brzuchu.
Spotkana przeze mnie ostatnio w Bieszczadach jaszczurka, to zapewne samica.

Często spotyka się okazy melanistyczne, bardzo ciemne do całkiem czarnych. Widuje się je często w Tatrach.
Głowę zwierzęcia zdobią wyraźne tarczki. Okolica skroniowa, w odróżnieniu od innych jaszczurek polskich, wytwarza drobne łuseczki, a nie tarczki.

Fizjologia:
W ciepłe dni jaszczurka porusza się bardzo szybko, złapanie jej wtedy jest niemal niemożliwe. W razie niebezpieczeństwa często ucieka do wody, potrafi schronić się na dnie płytkiego zbiornika. Rano często można spotkać ją wygrzewającą się w słońcu. Po zimnej nocy, szczególnie jesienią czy na wiosnę, jest bardzo mało ruchliwa. Wtedy też można ją poobserwować czy zrobić udane zdjęcie.
Fotografowana przeze mnie na początku października jaszczurka, pozwalała się nawet dotknąć. Sporo czasu musiało upłynąć, zanim nagrzała się na tyle mocno, aby oddalić się w swoją stronę.
Żyworódka, podobnie jak jaszczurka zwinna, w sytuacji zagrożenia potrafi oderwać swój ogon, który wijąc się, przyciąga uwagę napastnika. Sama jaszczurka ma za to czas na ucieczkę. Po pewnym czasie ogon odrasta, nie dorastając jednak do poprzednich rozmiarów.
Jaszczurka żyworodna, wraz z nastaniem przymrozków (na ogół jest to październik) udaje się na sen zimowy. Z hibernacji budzi się na wiosnę (na ogół w marcu).

Rozmnażanie:
Jak nazwa wskazuje, rozmnażanie tej jaszczurki różni się od innych przedstawicieli jaszczurkowatych. Spowodowane jest to występowaniem tej jaszczurki w zimnych rejonach: daleko na północy czy wysoko w górach. Jaja dojrzewają w ciele samicy (trwa to około trzech miesięcy), co daje im możliwość rozwoju nawet w niższej temperaturze.
Zaobserwowano, że jaszczurka żyworodna zamieszkująca cieplejsze, południowe rejony Europy, składa jaja – jest więc jajorodna, a nie żyworodna jak w przypadku jaszczurek z północy.
Dla naszej strefy klimatycznej nazwa “żyworodna” jest jednak w pełni zasłużona.

W Polsce gody tych jaszczurek odbywają się w maju i czerwcu. Każda para osobników ma własne małe terytorium, którego broni samiec. Po ciąży samica wydaje na świat kilka do kilkudziesięciu młodych. Przychodzą one na świat otoczone miękką błoną, którą natychmiast rozrywają specjalnym zębem znajdującym się na czubku pyska. Młode rodzą się stopniowo – między pierwszym a ostatnim może być odstęp nawet kilku dni. Tuż po urodzeniu są całkowicie niezależne od matki. Spowodowane jest to zapewne drapieżnym stylem życia. Pożywienie jaszczurki żyworodnej stanowią bowiem owady, dżdżownicowate, ślimaki nagie, pająki, wije, stonogi i inne bezkręgowce. Dojrzałość płciową jaszczurka osiągają po trzech latach.

Na koniec zdjęcie sennej żyworódki ;-). Widać charakterystyczne dla jaszczurek oczy posiadające powieki.

Modraszek ikar – trzecie pokolenie

Modraszek ikar – trzecie pokolenie

Kiedy po raz pierwszy szukałam informacji o modraszku ikarze (Polyommatus icarus), wyczytałam, że występuje do końca sierpnia lub też (w innym opracowaniu) do połowy września. Chodziłam więc na swoje ulubione, łąkowe miejscówki od początku września, wypatrując motyli i zamartwiając się, że lada dzień przestaną latać.
Ucieszyłam się ogromnie, kiedy 11-tego września udało mi się zaobserwować kopulującą parę. Zastanawiałam się wtedy czy oby na pewno samicy uda się złożyć jaja i czy z tych złożonych tak późno jaj, w ogóle coś będzie.

11.09.2012 (Wieliczka) – kopulująca para modraszka ikara

Parę dni później zdziwiłam się i ucieszyłam zarazem po raz kolejny. Ikarów nie powinno już w ogóle być, a co dopiero kopulujące pary!

17.09.2012 (Wieliczka) – kopulująca para modraszka ikara

Nie muszę chyba pisać, jak mocno byłam zaskoczona, kiedy kopulujące modraszki zobaczyłam po raz kolejny, pod koniec września.

26.09.2012 (Wieliczka) – kopulująca para modraszka ikara

Wszystkie wyżej przedstawione zdjęcia zrobione są (mniej więcej) w tym samym miejscu. Można jednak dostrzec sporą różnicę w wielkości motyli. Na każdym zdjęciu samica jest po lewej stronie, ale ta ze środkowego zdjęcia zdecydowanie mniejsza, od tej z pierwszego.

W Polsce przyjmuje się, że modraszek ikar ma dwa pokolenia. Znaleźć można informację, że gatunek ten w Środkowej Europie może mieć pokoleń trzy. Czy Wieliczka (k.Krakowa) to już Środkowa Europa? Z całą pewnością, modraszków u mnie wciąż lata dużo, a i na kopulację mają ochotę. A czy i październik okaże się dla nich łaskawy? Na pewno będę się temu bacznie przyglądać 🙂

Biedronka z kokonem

Biedronka z kokonem

Biedronki, szczególnie siedmiokropki, wszyscy znamy i zazwyczaj darzymy sympatią. Biedronka, to zdecydowanie jeden z najprzyjemniejszych chrząszczy. Kto nie zna dużej, polskiej sieci sklepów z logiem siedmiokropki…
Również w literaturze, biedronka ma swoje zasłużone miejsce. Pisał o niej i o żuku Jan Brzechwa w wierszu dla dzieci “Żuk”. Z dzieciństwa znany jest mi również krótki wierszyk o biedronce, który doczekał się i dalszej części:

Biedroneczko leć do nieba,
przynieś mi kawałek chleba!

– Ja ci chleba nie przyniosę,
boś zapomniał słowa PROSZĘ!

Dlaczego biedronka nie ma ogonka i czy ma piegi od słonka? No i sztandarowe Biedroneczki są w kropeczki… Wierszy i przyśpiewek z udziałem biedronek cała masa, nie można ich więc nie lubić. Ja również wyrosłam z sympatią do tych małych kropkowanych chrząszczy, które nikomu krzywdy nie robią, a jak każdy wie, pomocne są w ogrodzie przy zwalczaniu mszyc.
Mocno się więc zaniepokoiłam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam i sama zaobserwowałam inwazyjny gatunek biedronek z Azji Harmonia Axyridis. Gatunek ten, jak każdy inwazyjny, wypiera naszą rodzimą siedmiokropkę. Jako biedronki bardziej płodne, zajmują nisze dotychczas zajmowane przez lokalne biedronki. Są bardziej drapieżne i zjadają jaja i larwy innych gatunków biedronek. Przerażona tak dużą ilością Harmonii Axyridis na Podkarpaciu, napisałam nawet maila do PAN, który monitoruje rozprzestrzenianie się w Polsce biedronki azjatyckiej.
W Małopolsce (Wieliczka) na szczęście wciąż dominuje siedmiokropka, ale… tu czeka na nią inna przykra niespodzianka – pasożytnicza osa Dinocampus coccinellae. Składa ona po jednym jaju w ciele biedronki, a każda z nich składa 100-200 jaj, dwa razy w roku. Larwa rozwija się w ciele biedronki pobierając składniki pokarmowe z żywiciela. Po trzech tygodniach, kiedy larwa jest w pełni rozwinięta, przerywa główne nerwy w nogach biedronki co w efekcie wywołuje paraliż. Wydostaje się wtedy z ciała biedronki i tworzy jedwabisty kokon pomiędzy jej nogami.

Kiedy zaobserwowałam to zjawisko po raz pierwszy, myślałam że miałam niezłe szczęście, że akurat spostrzegłam taką sytuację. Dzisiaj jednak, zupełnie przypadkowo, natrafiłam na biedronkę z kokonem pod nogami po raz kolejny…

Pierwsza obserwacja (12.09.2012)

Druga obserwacja (25.09.2012)

Biedronka na drugim zdjęciu ruszała czułkami, mogę więc potwierdzić, że pozostaje ona wciąż przy życiu. Kokon pod nogami biedronki rozwija się przez tydzień, a po tym okresie wydostaje się osa, gotowa do dalszych pasożytniczych działań.

A dlaczego rozwijającemu się kokonowi pasożytniczej osy tak bardzo zależy, żeby biedronka pozostawała w jednym miejscu i wciąż przy życiu? Sprawdziła to Fanny Maure z instytutu naukowo-badawczego MIVEGEC we Francji, narażając kokony z osami na kontakt z głodnymi złotookami. Kiedy kokony były pozbawione wszelkiej ochrony, złotookie pożerały je wszystkie. Jeżeli Maure umieściła martwą biedronkę na kokonie, nadal około 85% z nich było zjadanych. Ale kiedy kokony chroniła żywa biedronka, złotookie zjadały tylko jedną trzecią z nich. Większość przetrwała.

Drapieżna osa, w swej walce o przetrwanie wykazała się jeszcze jednym sprytem – odnajduje biedronki m.in. po zapachu, jaki wytwarza ich hemolimfa. Jest to swego rodzaju krew, którą wytwarza biedronka. Odstrasza ona większość napastników (zapewne każdy kojarzy żółte kropelki, które zostawia na ręce biedronka, kiedy czuje się zagrożona).

Czy siedmiokropka zaatakowana przez osę Dinocampus coccinellae ma szansę to przeżyć? Większość materiału na ten temat wskazuje, że nie – umiera ona z głodu lub zakażenia. Jednak entomolog z Uniwersytetu Montrealu, Jacques Brodeur twierdzi, że jest inaczej. Według jego obserwacji, kiedy z kokonu wydostaje się dorosła osa, biedronka zostaje uwolniona, a wtedy może jeść i rozmnażać się jak gdyby nigdy nic.

Jak jest na prawdę – pozostaje samemu sprawdzić. Jednak żadnej biedronce nie życzę bliskiego spotkania z pasożytniczą osą i mam nadzieję, że w walce o przetrwanie znajdą sposób na swoich prześladowców.

edit:

Odwiedziłam dziś, wczoraj spotkaną biedronkę. Wciąż żyje, tylko mam wrażenie, że bardziej przytuliła się do kokona. Dziwi mnie również, że kwiat rumianku, który wczoraj wyglądał kwitnąco, nagle zwiędł (jako jedyny spośród wielu kwiatów na roślinie).
Oczywiście obserwacja udokumentowana zdjęciami.

C.d. obserwacji drugiej (26.09.2012)

C.d. obserwacji drugiej (01.10.2012)

Minęło 6 dni od zaobserwowania przeze mnie biedronki z pasożytniczym kokonem osy. Siedmiokropka wciąż żyje, odrobinę się nawet przemieściła, ale zapewne sparaliżowane nogi nie pozwalają jej oddalić się zbyt daleko.

Trzmiel ziemny żywi się…

Trzmiel ziemny żywi się…

Trzmiel ziemny żywi się… pyłkiem i nektarem kwiatów. Język na pewno ma długi, w końcu trzmiele są idealnie przystosowane do zapylania kwiatów o długich kielichach. Trzmiele ziemne można nawet kupić w celu zwiększenia owocowania szklarniowych pomidorów.
Więcej o trzmielach można poczytać tutaj

No ale skoro żywi się pyłkiem i nektarem kwiatów, to co mu się do tego długiego języka przykleiło? No chyba nie tylko pyłek.

I to samo zdjęcie na zbliżeniu…

Co stało się z czymś (owadem) przylepionym do języka? Niestety nie wiem. Ów trzmiel w momencie robienia zdjęcia nie zajmował się zapylaniem kwiatów, a jedynie siedział na koniczynie. Było jeszcze dość chłodno więc być może nie był jeszcze zbyt dobrze rozgrzany do oblatywania kwiatów.

Poniżej zdjęcie aparatu gębowego tego trzmiela z bliska. Jak widać język już schowany. Trzmiel zauważył aparat fotograficzny i zamarł na chwilę w bezruchu, dając możliwość zrobienia dość udanego zdjęcia.

I jeszcze profil boczny do lepszego rozpoznania gatunku. Dodatkowo po powiększeniu zdjęcia dobrze widoczne są pasożyty, które znalazły sobie przytulne schronienie w ciepłym futerku tego trzmiela.

A wracając do tematu głównego, kto pomoże rozwiązać zagadkę? Co przedstawia drugie zdjęcie? Czy może źle rozpoznałam gatunek i to nie trzmiel? Czy może jesienią owady te zachowują się inaczej? Czy może odkryłam nowy gatunek? (choć w to, to szczerze wątpię).
Wszelkie sugestie mile widziane 🙂

edit:
Zagadka rozwiązana! Zwycięzcą okazał się vitoos, który w robaczku rozpoznał łapkę trzmiela 😉
A ja uderzam się w pierś za kiepską spostrzegawczość 😉