Młoda ważka – Husarz ciemny

Młoda ważka – Husarz ciemny
Ach, jak tu pięknie!

Gaszę silnik w samochodzie i wychodzę. Staję na wilgotnej ziemi. Zewsząd dobiega do mnie hałas przyrody, dominują przekrzykujące się ptaki. Powietrze jest wilgotne, ciężkie, aż chcę się nim głęboko zaciągać. Patrzę na staw – woda paruje, unosząc magiczną mgiełkę. Na horyzoncie złote niebo zapowiada nadchodzący dzień. Jej, jak tu jest pięknie!

Uzbrojona w kalosze i plecak ze statywem zmierzam w kierunku mojej ulubionej miejscówki. Ciekawe co dziś uda mi się spotkać. Po drodze zauważam w oddali pasące się sarny. Jedzą ze spokojem trawę, wsłuchując się w ciszę leniwego, niedzielnego poranka.

Poranna mgła i młoda ważka

Wśród traw schowała się młoda ważka

Nie było mnie tu dwa tygodnie. Przez ten czas ścieżka mocno zarosła. Dobrze, że co jakiś czas pojawiają się tu wędkarze i przedzierają szlaki. Idę powoli, rozglądając się dokoła i wypatrując śpiących, unieruchomionych przez zimną i mokrą noc owadów. Zauważam dwie wojsiłki, które odpoczywają na krzaku. Zdejmuję plecak i zaczynam się przygotowywać do zrobienia im zdjęcia, kiedy nagle zauważam w trawie piękną, dużą ważkę. Wojsiłki idą w odstawkę. Pochylam się i przyglądam temu pięknemu owadowi. Nie rozpoznaje tego gatunku. Ważka świeci się tęczowymi, pastelowymi kolorami. Ma jasne, delikatne ubarwienie. Podejrzewam, że to bardzo młody osobnik, który nie zdążył się jeszcze do końca wybarwić.

Rozchylam trawy i podnoszę moje znalezisko. Ważka chętnie wchodzi mi na dłoń. To duża ważka różnoskrzydła, husarz ciemny jak się później dowiedziałam. Zastanawiam się, gdzie mogę ją przełożyć aby była bezpieczna a ja, żebym miała dogodne warunki do fotografowania. Wyciągam z kieszeni nożyczki (tym razem o nich nie zapomniałam) i ucinam grubą łodygę. Sadzam ją na niej. Na jej skrzydełka pada teraz światło wschodzącego słońca, które niebawem ją osuszy i ogrzeje. Tymczasem ja mam chwilę czasu aby wykorzystać ten moment i zrobić jej kilka zdjęć.

Młoda ważka – moje fotografie:

Młoda ważka jest dużaWażka jest duża, a do tego trochę mokra od rosy. Dodatkowo nie ma tyle sił ile w ciągu dnia przy cieple słońca.
Widać wyraźnie na tym zdjęciu, że trzymać musi się mocno łodygi, a odwłok ciąży jej w dół.

Młoda ważka to Samica Anax Parthenope (husarz ciemny)Tutaj ważka przyjęła już dogodniejszą pozycję. Ubarwiona jest przepięknie –
w kolorowe, pastelowe kolory a skrzydła jej mienią się w blasku wschodzącego słońca.

Młoda ważka - Anax ParthenopeTo młoda ważka – Husarz ciemny (Anax Parthenope), samica.
Nie wybarwiła się jeszcze do końca, stąd takie kolory.

 młoda ważka - szczegóły budowyMoje ulubione zdjęcie z tej “ważkowej sesji”. Bardzo dobrze widać szczegóły budowy tułowia i głowy.
Zdjęcie wykonywałam z użyciem statywu i blendy, przy naturalnym oświetleniu.

Młoda ważka - Husarz ciemnyTutaj widać szczegóły budowy całego ciała.

 młoda ważka Młoda samica husarza ciemnego pięknie pozuje na łodydze.
Zdjęcie wykonane na stosunkowo szeroko (jak na fotografię makro) otwartej przysłonie (f/5,6).

 młoda ważka w promieniach słońcaMłoda ważka suszy skrzydła w promieniach coraz mocniejszego już słońca.
Jest godzina 6.30, ale jest już bardzo ciepło (ok. 20 st).

Młoda ważka suszy skrzydła. Za chwilę odleci

W pewnym momencie młoda ważka zaczęła intensywnie poruszać skrzydłami. Najwyraźniej była już wystarczająco wysuszona i rozgrzana. Trwało to ok 3 minut, po czym ważka odleciała… Śledziłam ją jeszcze przez dłuższą chwilę wzrokiem. Wzniosła się bardzo wysoko i usiadła w końcu na drzewie.

Kiedy mój model odleciał, uświadomiłam sobie która jest godzina. Zbliżała się 7.00, co oznaczało, że ważkę obserwowałam ponad godzinę, nie nudząc się przy tym ani przez moment. Co więcej, pozostał niedosyt i pytanie czy wystarczająco dobrze wykorzystałam ten czas.

Husarza ciemnego obserwowałam 19. czerwca 2016 roku w Krakowie, przy granicy z Wieliczką.

Moje wcześniejsze wpisy o ważkach:

Makrofotografia w plenerze

Makrofotografia w plenerze

W plener na ogół idę sama. Lubię chodzić własnym tempem i zatrzymywać się przy interesującym mnie obiekcie dotąd, dopóki nie będę zadowolona ze zdjęcia lub sama nie zrezygnuję. Podziwiam i trochę zazdroszczę ludziom, przyrodnikom, którzy wspólnie wybierają się w plenerową, fotograficzną przygodę.

Od czasu do czasu zdarza mi się jednak wyjść w plener z kuzynem Maćkiem, który podobnie jak ja interesuje się fotografią. Ostatnie wyjście miało mieć jednak nieco inny charakter – miało na celu udokumentowanie i podejrzenie moich plenerowo-fotograficznych wypadów.

Spotkaliśmy się wczesnym rankiem i pojechaliśmy w moją ostatnio ulubioną miejscówkę: wysokie trawy, mała rzeczka i obowiązkowo staw z ważkami 🙂 Na szczęście takie miejsce wciąż są w Krakowie!

Maciej żartobliwie spytał się czy przygotowałam się do sesji, czy zrobiłam makijaż i paznokcie. No nie, niestety tego nie zrobiłam, stwierdziłam że wyglądałoby to nienaturalnie. Założyłam za to kalosze i nieprzemakalne spodnie. Wybaczcie więc, sesja z makijażem będzie kiedy indziej 😉

Makrofotografia w plenerze, zdjęcia Maciej Gawinecki

Makrofotografia w plenerze: Canon 7d i Sigma 105 mm f/2.8  Na łące, wśród traw i porannej rosy, a słońce za mną wznosi się szybko do góry 😉

Makrofotografia w plenerze: Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EXTak, tak – wszyscy specjaliście dobrze mówią – blenda jest obowiązkowa 😉 A do makrofotografii wystarczy o taka niewielka. Tylko problemem przy blendzie jest zawsze trzecia ręka, której mi brakuje 😉

Agata Bednarska i makrofotografia w plenerzeTym razem, pomimo czterech rąk w plenerze, brakowało piątej, która przytrzymałaby blendę. Wygląda trochę tak, jakbym robiła sobie selfie 😉

Makrofotografia w plenerze z użyciem blendyI jeszcze jedno z blendą. Raziło po oczach jak nie wiem, więc to musi być skuteczne 😉

Makrofotografia w plenerze: Sigma 105 mm f/2.8, Manfrotto MT190XPRO3 z głowicą oraz Yongnuo Macro RingMoja makrofotografia w plenerze:

  • Sigma 105 mm f/2.8 DG OS EX HSM MACRO – bardzo dobrze sprawdza się w plenerze, szybki i skuteczny AF
  • Manfrotto MT190XPRO3 – do zakupu statywu zbierałam się od prawie dwóch lat. W końcu się zdecydowałam i jestem baaardzo z niego zadowolona
  • Manfrotto 496RC2 Compact Ball Head with RC2 Quick Release – bardzo fajna głowica, Manfrotto rządzi! 😉
  • Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EX – z tą lampą trzeba bardzo ostrożnie, na ogół mam ją ustawioną na bardzo słaby błysk. Niestety dobija brak możliwości dopięcia dyfuzora… Marzę o Canonie MT-24EX Macro Twin Lite Flash

Makrofotografia w plenerze: Manfrotto MT190XPRO3 i głowica 496RC2Zamyślona… 😉 Piękne kolory i te bocianie nogi (modne kaloszki prosto z Lidla ;-)) Co do samego statywu – trzeba przyznać, że Manfrotto ma rewelacyjne rozwiązania. Statyw 190XPRO3 z łamaną kolumną centralną to genialne rozwiązanie. Nogi można złożyć jeszcze bardziej niż widać na zdjęciu, co da nam 9 cm wysokości roboczej! Do tego stabilna i wytrzymała głowica kulowa 496RC2. Jedynym problem pozostaje dość duża waga – ponad 2 kg.

Makrofotografia w plenerze Makrofotografia w plenerze: 4 kg w rękach, drugie tyle w plecaku i jest radość 😉

Moje plenerowe otoczenieA wszystko to nad tym pięknym ciekiem wodnym 😉

Makrofotografia w plenerze: Agata Bednarska i Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EXOd frontu i w rozpuszczonych włosach 🙂 Światło było wówczas piękne

Makrofotografia w plenerze: Yongnuo Macro Ring Lite YN-14 EX Nie udaję – wypatrzyłam śpiącego trzmiela 🙂

Zdjęcia, które wykonywał Maciej robione były Canonem 50 mm/1,4. Jeszcze raz wielki dzięki! 🙂

Ważka w kroplach rosy – poranna obserwacja

Ważka w kroplach rosy – poranna obserwacja
Ważka w kroplach rosy – moja poranna obserwacja

Ważka w kroplach rosy została przeze mnie wypatrzona około godziny 5.30, pewnego pięknie zapowiadającego się, czerwcowego dnia (04.06.2016). Prawie nie wiało, były to więc idealne warunki do fotografowania na dłuższych czasach. Czym prędzej rozstawiłam się ze sprzętem i zaczęłam dokładnie obserwować i fotografować śpiącą ważkę. Jak się później okazało ważka wcale nie spała. Była tylko unieruchomiona przez ciężkie, przyklejone do jej ciała krople. Powoli, systematycznie próbowała pozbyć się kropel. Myła oczy i czesała włoski. Co jakiś czas robiła krótką przerwą – nabierała sił i pewnie czekała aż promienie słońca ogrzeją ją. Słońce o tej porze dnia świeci jeszcze bardzo delikatnie. Ważka musiała więc z kroplami radzić sobie sama. Co jakiś czas ocierała się o źdźbło trawy, na którym siedziała, próbując ściągnąć z siebie uparcie przyklejoną rosę. Pomagała sobie również nóżkami i powoli pozbywała się największych kropel.

ważka w kroplach rosy, Tężnica wytworna, tężnica okazała, Ischnura elegansJedna z pierwszych fotografii, jakie udało mi się wykonać. Widać ogromną kroplę, której ważka później się pozbyła

Byłam w nią zapatrzona jak w obrazek. Jak tylko zaczynała się ruszać uruchamiałam nagrywanie, ciesząc się przy tym jak dziecko. Oglądałam jak nieporadnie czasami próbuje zdjąć z siebie krople, ocierając się o trawę niczym pies. Przed oczami pojawiały mi się filmiki ze śmiesznymi pieskami i kotkami. A ja miałam swoją śmieszną, pocieszną ważkę 🙂

W pewnym momencie pielęgnacji ważka uniosła swój odwłok, przetarła go nóżkami, a na koniec… zrobiła kupę, po czym zdjęła ją łapkami i wyrzuciła. Wpatrywałam się w ważkę 1,5 godziny. O upływającym czasie dały mi w końcu znać baterie w aparacie, które się rozładowały… Niestety przez cały czas używałam funkcji live view, stąd zasilanie w końcu nie wytrzymało… Zaczęłam się więc pakować i składać statyw. Zaobserwowałam jeszcze jak ważka podleciała kilka centymetrów i usiadła na sąsiedniej trawie. Nie miała już na swoim ciele wielkich kropel wody, a jedynie malutkie kropelki przyklejone do włosków. Była godzina 7.00, kiedy opuściłam mojego modela życząc mu udanego, słonecznego dnia 🙂

Ważka w kroplach rosy – filmik

Poniżej krótki filmiki jaki udało mi się złożyć podczas blisko półtoragodzinnej obserwacji.  Jak widać na filmiku, rosa przyklejona do ciała to duży problem. Ważka za wszelką cenę próbuje pozbyć się zbędnego ciężaru, używając do tego celu nóg, ale i ocierając się o źdźbło trawy na którym siedzi. Ważka myje sobie oczy, nogi, wyciera odwłok i robi kupę 😉

Ważka rozpoznana – to tężnica wytworna, tężnica okazała (Ischnura elegans)

Moja obserwowana ważka, to tężnica wytworna, tężnica okazała (Ischnura elegans). Dokładniej, jest to samiec w kolorze jasnoniebieskim. Kolor niebieski występuje na tułowiu oraz na ósmym (S8) segmencie czarnego z wierzchu, żółtawego od spodu odwłoka. Pterostigmy skrzydeł samca tężnicy są dwubarwne. Dodatkowo na fotografii widać wtórny aparat kopulacyjny z narządami analnymi na końcu odwłoka. Informacji zaczerpnęłam ze strony o ważkach.

ważka w kroplach rosy, Tężnica wytworna, tężnica okazała, Ischnura elegansTężnica wytworna w całej okazałości

Poprzednie wpisy o ważkach:
Moje zdjęcia znaleźć można również na portalu 500px:

The blue-tailed damselfly (Ischnura elegans) by Agata Bednarska

The blue-tailed damselfly (Ischnura elegans) by Agata Bednarska

Jak wygląda Wisła o poranku w Krakowie

Jak wygląda Wisła o poranku w Krakowie

Późna jesień i zima to kiepski okres dla miłośników makrofotografii. Brak owadów, gadów czy płazów skłania to rozglądania się za innymi obiektami do sfotografowania. A że przyzwyczajenie wczesnego wstawania na fotograficzne łowy jeszcze całkiem nie zamarło, któregoś weekendu pod koniec października postanowiłam zobaczyć jak wygląda Wisła o poranku w Krakowie.
Wsiadłam w jeden z pierwszych busów do Krakowa i jeszcze przed świtem byłam nad Wisłą pod Wawelem. Trasę tą przemierzam codziennie jadąc do pracy, jednak nigdy wcześniej nie miałam okazji być tu o tak wczesnej porze.
Muszę przyznać, że uwielbiam miasto wczesnym rankiem, kiedy wszystko jeszcze śpi, nawet łabędzie na Wiśle, a całość spowita jest tajemniczą mgłą…

W barce nad Wisłą nie ma już gości. Przez otwarte drzwi wciąż jednak widać palące się w środku światło.

Barka nad Wisłą w Krakowie. Wisła o poranku w Krakowie. Fotografia Agata Bednarska

Świt jest coraz bliżej – na horyzoncie pojawia się zapowiadająca to barwna łuna. Dodatkowo w tle palą się latarnie.

Barka nad Wisłą. Wisła o poranku w Krakowie. Fotografia Agata Bednarska

Słońce już wstało. Mgliste powietrze wciąż jednak zaciera dalszą widoczność.

Słońce wstało. Wisła o poranku w Krakowie. Fotografia Agata Bednarska

Nad Wisłą nie byłam sama. Spokoju i ryb szukał tu również wędkarz. Podbierak miał jednak wciąż pusty.

Wędkarz nad Wisła w Krakowie. Wisła o poranku w Krakowie. Fotografia Agata Bednarska

Spokój, cisza, lekko falująca woda i mgła. Pięknie wygląda Wisła o poranku w Krakowie.

Gondole w Krakowie nad Wisłą. Wisła o poranku w Krakowie. Fotografia Agata Bednarska

Z czasem nad Wisłą w Krakowie robi się coraz głośniej. Pojawiają się ludzie z psami, rowerzyści, biegacze… Dla mnie to najwyższy czas wracać do domu.

Powyższych zdjęć długo nie publikowałam. Tematyka miejskiego pejzażu nie pasuje do przyrodniczego bloga związanego z makrofotografią, który prowadzę. Ze zdjęć jestem jednak bardzo zadowolona, a utwierdziło mnie w tym niedawne wyróżnienie, jakie otrzymałam za jedno z powyższych zdjęć. Dostałam również zaproszenie na wernisaż pokonkursowy, który odbędzie się 26 lutego w Będzinie w Pałacu Mieroszewskich o godzinie 17.00.

wyróżnienie Agata Bednarska
Cała galeria zdjęć wyróżnionych, znajduje się tutaj, które w pełnej okazałości można będzie zobaczyć na wystawie.
Wystawa potrwa do 21 marca 2016 r. Korzystając z okazji – serdecznie zapraszam na wystawę, ja na pewno ją odwiedzę 🙂

Ważki – przeobrażenie niezupełne szklarki zielonej

Ważki – przeobrażenie niezupełne szklarki zielonej

Uchwycenie momentu przeobrażania się ważek chodziło za mną już od dawna. Pierwsze przeobrażania niezupełne ważek przypadają na przełom kwietnia i maja, dlatego planując weekend majowy musiałam mieć to na uwadze 😉
Muszę przyznać, że zaliczyłam kilka nieudanych podejść, zanim znalazłam się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej godzinie. Udało się to w końcu na Podkarpaciu, w Beskidzie Niskiem, w Sanoku.

Jest trzeci dzień maja 2013 roku. Budzik w telefonie ustawiony jest niezmiennie tak samo jak przez cały tydzień. Dzwoni więc o 5 rano. Tym razem planuję jednak wstać zupełnie dobrowolnie. Budzę się i słyszę jak wielkie i ciężkie krople deszcze rozbijają się o dach. Jestem na poddaszu i tutaj nawet niewielki deszcz dudni niczym ulewa. W każdym razie pada, czyli o ważkach, przynajmniej póki co, mogę zapomnieć. Budzę się więc leniwie, jak to powinno wyglądać w czasie weekendu majowego, o godzinie dziewiątej. Na szczęście już nie pada. Nieśpiesznie jem śniadanie, a ponieważ pogoda się poprawia, o jedenastej udaje mi się znaleźć się nad stawem hodowlanym w Sanoku. Wysiadając z samochodu widzę ważkę:
– O nie, spóźniłam się! – mówię podłamana
– Jedna ważka wiosny nie czyni… – odpowiada mi na pocieszenie Mateusz i odjeżdża, zostawiając mnie nad malowniczym stawem. Jest cicho i spokojnie. Słońce świeci w pełni. Dookoła kilku wędkarzy. Nie będę im przeszkadzać. Planuję podchody i skradanie się. Co najwyżej wzbudzę ciekawość, do czego zdążyłam się już przyzwyczaić. Idę powoli, wpatrując się w szuwary. Co jakiś czas przystaje. Jest! Wylinka – pusta… Biorę na pamiątkę. Pokażę dzieciom i może obstrykam kiedyś studyjnie w domu. Jak się po chwili okazuje, wokół wylinek jest cała masa. Znów po głowie przechodzi mi myśl, że jednak się spóźniłam…
I wreszcie… jest! Widzę ważkę, która trzyma się nóżkami swojej wylinki. Widać, że nie nabrała jeszcze kolorów, a jej ciało zapewne jest delikatne i miękkie. Grzeje się w słońcu. Nim będzie zdolna do lotu może minąć nawet parę godzin.

wazka

Po pierwszym sukcesie chciałoby się więcej. Udaje mi się znaleźć wreszcie, wśród pustych wylinek, ciemną larwę, która niedawno wyszła z wody i szykuje się do przeobrażenia. Siadam więc w jej pobliżu i czekam… Korzystając z chwili wolnego zjadam kanapkę.
Doczytałam później, że larwy ważek, nim przystąpią do ostatecznego przeobrażenia w postacie dorosłe, żyją pod wodą nawet pięć lat i przechodzą, w zależności od gatunku, nawet do 10 przeobrażeń. Ważka przez całe swoje życie jest drapieżnikiem, zarówno w postaci larwalnej jak i dorosłej, przyczyniając się przy tym do znacznego ograniczenia chociażby tak nielubianych przez wszystkich komarów. Parę dni przed przeobrażeniem niezupełnym ważki (zupełne dotyczy owadów, w którym występuje stadium poczwarki), larwa wielokrotnie wynurza się na powierzchnię wody i przyzwyczaja się do oddychania powietrzem atmosferycznym poprzez przetchlinki tułowia. W swoim przeobrażeniu nie przechodzi aż takiego cudu natury, jak owady przeobrażające się z poczwarek, jednak całkowicie zmienia środowisko życia z wodnego na lądowy, co wymaga od niej zmiany sposobu oddychania.

W pewnym momencie niepotrzebny już chitynowy pancerzyk pęka w okolicy tułowia. Dorosła postać zaczyna wychodzić. Najpierw pojawia się główka, później tułów z odnóżami i ze skrzydłami.
przeobrazenie
Ważka wychyla się jak akrobata, trzymając głowę w dół. Grawitacja wyraźnie przy tym musi jej pomagać. Przypomina mi się obserwowane przeze mnie jakiś czas temu linienie krzyżaka ogrodowego, który przez pewien czas również nienaturalnie wisiał wychodząc z wylinki.
Ważka znajduje się w tej pozycji przez dłużą chwilę. Robię sporo zdjęć i czekam z uwagą na moment, w którym… ważka gwałtownie podciąga się do góry na końcówce odwłoka uwięzionego jeszcze w wylince i nóżkami łapie się wylinki lub źdźbła trawy, na której się znajduje. Robi to na tyle szybko, że brakuje mi czasu, żeby dobrze wyostrzyć zdjęcie…
przeobrazenie ważki
Najgorsze już za nią. Teraz pozostaje wyprostować odwłok i napompować do żyłek skrzydeł hemolimfę, bo póki co są malutkie. W końcu chwilę temu musiały zmieścić się w zalązkach skrzydeł w powłoce larwalnej.
Na wszystkich zdjęciach widać charakterystyczne białe niteczki. To pozostałość po skrzelotchawkach, które w trakcie przemiany linieją.
przeobrazenie ważki
A po pięciu minutach wygląda już tak:
przeobrazenie ważki
Najwięcej czasu potrzeba ważce na wybarwienie i stwardnienie całego ciała. Nie doczekałam momnentu, w którym ważka byłaby w pełni wybarwiona. Na ostatnim zdjęciu prezentuje się następująco:
przeobrazeni ważki
Nie wszystkim ważkom ta trudna sztuka przeobrażenia się udaje. Zaobserwowałam ważkę, której nie udało się odpowiednio uwolnić z wylinki. Jest w pełni wybarwiona, jednak odwłok pozostał uwięziony w chitynowym oskórku. Na zdjęciu widać również zebraną hemolimfę, której nie udało się rozprowadzić po żyłkach skrzydełek. Zator spowodował zebranie się jej i powstanie swego rodzaju bańki.
wazka

Innej ważce nie udało się prawidłowo wyprostować jednej pary skrzydeł i stwardniały w nieodpowiedniej pozycji. Jest prawidłowo wybarwiona, jednak nie potrafi latać, co nie wróży jej świetlanej przyszłości.
wazka4_filtered
 
Na wszystkich przedstawionych zdjęciach znajduje się szklarka zielona. Przeobrażenie mogliśmy obserwować dzięki przychylności pewnego samca 😉

Więcej inormacji o ważkach można przeczytać w moim wcześniejszym wpisie.

Kaczka krzyżówka – nasz zimowy towarzysz

Kaczka krzyżówka – nasz zimowy towarzysz

Kaczki krzyżówki przyzwyczaiły się do życia w mieście. Co więcej, zostają tutaj na zimę, w dużej mierze licząc pewno na pomoc ludzi. Dodatkowo są mało płochliwe, szczególnie kiedy ma się dla nich jakiś smaczny kąsek. Na ten sezon do wielickiego Parku Mickiewicza przyleciało sporo krzyżówek, podejrzewam że z obszarów wysuniętych bardziej na północ. Ale po kolei.

W niedzielny, słoneczny, acz lekko mroźny dzień, wybrałam się z dziećmi do parku. Wzięliśmy ze sobą trochę chleba, na przekupienie kaczek czy innych spragnionych zimową porą jedzenia zwierząt.
Park o tej porze roku potrafi być urokliwy, choć brakuje w nim soczystej zieleni, promienie słońca wydobywają kolory nawet z opadłych, zżółkłych liści.
Upajając się delikatnymi promieniami słońca, rozglądam się dookoła szukając oznak jakiegoś życia. Znajduję stadko kaczek krzyżówek, które o dziwo, znajdują się jakieś 200 m od stawu. Chodzą gęsiego i podskubują resztki trawy, która znajduje się pod opadłymi liśmi. Kaczuszki w pewnym momencie przecinają nam drogę i jedna po drugiej przechodzą na drugą sronę ścieżki.

Niebawem jednak coś je wystrasza i wzbijają się w powietrze.
My postanawiamy iść nad staw, licząc że tam zobaczymy o wiele więcej.
I faktycznie, kaczek krzyżówek jest całe zatrzęsienie. W większości jednak nie pływają po wpół zamarzniętym stawie, ale spacerują po opadłych i niezebranych, mokrych liściach, rozglądając się przy okazji za spacerowiczami czy aby któryś z nich nie ma ochoty rzucić im czegoś do jedzenia. Dobrze więc trafiliśmy. Lila wyciąga wcześniej przygotowane kromki chleba, dzieli się z Danielem, instruując go przy okazji, że kaczuszkom należy rzucać niewielkie kawałki. Daniel zapewne wszystko zrozumiał, lecz nim przystąpił do dzielenia się z kaczkami, nieomieszkał skosztować trochę chleba, mrucząc przy tym po swojemu z zadowolenia.
Kiedy w końcu dzieci zaczynają rzucać chleb kaczkom, ja zajmuję pozycję z aparatem. Krzyżówki są mało płochliwe. Po chleb potrafią podejść naprawdę blisko, szybko się jednak później wycofują. Słońce nieśmiało przyświeca od boku – nie wybraliśmy sobie najszczęśliwszej miejscówki, czy może raczej kaczki jej nie wybrały. Dodatkowo znajdujemy się na ścieżce, więc co jakiś czas przechodzący ludzie wzbudzają wśród kaczek lekki popłoch. Udaje się jednak zrobić parę zdjęć.

IMG_6092.CR2_filtered

IMG_6118.CR2_filtered

IMG_6109.CR2_filtered

IMG_6108.CR2_filtered

IMG_6107.CR2_filtered

IMG_6104.CR2_filtered
Po rozdaniu całego chleba postanawiamy jeszcze podejść bliżej stawu, aby przyjrzeć się spacerującym po lodzie kaczkom. Jedne zajmują się higieną, inne się przekomarzają, a jeszcze inne po prostu się nie przemęczają i w bezruchu cieszą słoneczną pogodą.Para krzyżówek Higiena... Cieplej tu niż w wodzie a tak samo mokro ;)

Słońce jest teraz w swoim najwyższym punkcie i skutecznie stapia śnieg z dachów. Wokół panuje miłe, lecz oczywiście złudne przeczucie, jakby nadchodziła wiosna. Niestety, zima się dopiero rozkręca i niejedno jeszcze pewno pokaże. Trzymajcie się krzyżówki, oby tylko nie za mocno łapkami do pokrywy lodu.

Zdjęcia wykonane zostały w połowie grudnia 2012 roku, Canonem 20d i obiektywem 70-300 mm f/4,0-5,6 IS USM. Szczegóły parametrów zdjęć widoczne są w exifie.

Wiewiórka zimą

Napisane dnia 14 stycznia 2013 przez

Odnośnik bezpośredni do Wiewiórka zimą

4 komentarze
Wiewiórka zimą

Wiewiórki najaktywniejsze są jesienią, kiedy gorączkowo robią zapasy. Zbierają wtedy różne nasiona i zakopują je w ziemi, przyczyniając się przy okazji do ich rozsiewu. A co robi wiewiórka zimą?
Nie udało mi się nigdy tego zaobserwować. Aż do wczoraj 😉

Wyszłam z dziećmi pojeździć sankami wokół bloku. Wzięłam ze sobą oczywiście aparat ale niestety tylko z jednym obiektywem… Na ogół mam ze sobą przynajmniej dwa, ale akurat tego dnia miałam w planach porobić zdjęcia dzieciom nowo zakupionym obiektywem portretowym (50 mm). I faktycznie, parę zdjęć udało mi się im zrobić, ale po jakimś czasie na pobliskim drzewie pojawiła się wiewiórka… Przykuła moją uwagę i zaczęłam śledzić ją wzrokiem. Najpierw skakała po gałęziach drzew, a następnie zeszła na śnieg i zaczęła po nim biec. Poruszała się szybko i robiła wrażenie jakby dokładnie wiedziała gdzie ma iść. I faktycznie tak było.

wiwiórka

W pewnym momencie zatrzymała się i zaczęła energicznie kopać w ziemi, dorównując przy tym niejednemu psu 😉

wiewiórka

IMG_6467

Po paru szybkich ruchach łapkami prostowała się i rozglądała niczym piesek preriowy.
Ja zastygłam z aparatem za drzewem. Chciałam kucnąć, żeby zmienić perspektywę robienia zdjęć, ale bałam się wykonywać jakichkolwiek ruchów, żeby jej nie spłoszyć. Przeklinałam się przy tym w duchu, że wzięłam ze sobą tylko 50mm! Nawet mój Tamron byłby lepszy, nie mówiąc o tele! Wiewiórka była naprawdę blisko i specjalnie ludzi się nie bała, a przynajmniej moich dzieci, które tuż obok woziły się na sankach.

IMG_6469

IMG_6470

IMG_6472

Jest wykopała! Zdjęcie ze świeżo wyciągniętym z ziemi orzechem włoskim niestety mi nie wyszło. Wiewiórka, kiedy znalazła wreszcie swój zakopany skarb, pobiegła z nim kawałek dalej i zaczęła dobierać się do niego. Siedziała tak i skubała orzecha dość długo. Przeszła mi nawet myśl, że może zdążę pobiec do domu po tele, ale niestety mój syn miał inne w tej kwestii zdanie i postanowił iść w zupełnie inną stronę…

IMG_6479.CR2

Ze swojej obserwacji jestem bardzo zadowolona, pozostaje tylko niedostyt, jeśli chodzi o samą jakość zdjęć. Więcej bez tele się z domu nie ruszam 😉

Yorkshire England

Yorkshire England

Niestety, w Yorkshire England owadów jak na lekarstwo. Stosunkowo zimny, wietrzny i wilgotny klimat najwyraźniej sprzyja jedynie muchom, mrówkom i nielicznym gatunkom motyli (zaobserwowałam jedynie przestrojnika trawnika). Nawinęła się jeszcze jedna gąsienica i tyle. Odpuściłam  więc wypatrywanie much, wypakowałam z torebki Raynoxa i przestawiłam się na krajobrazy i niepłochliwe zwierzęta (głownie gospodarskie), do których zbliżyć można się wystarczająco blisko.
Pierwszą sensacją, o której się dowiedziałam, była informacja o ogromnej liczbie występujących tu dzikich królików. Niestety, choć zwierzątek tych faktycznie po pastwiskach biega bardzo dużo, są mocno płochliwe i kiedy widzą ruch od razu uciekają w krzaki, świecąc białym ogonkiem.

dziko występujący królik

 

Pierwsze moje skojarzenie po zobaczeniu tych królików było z bajką Teletubisie i olśnienie ach, to dlatego tam po trawach biegają stada królików, w końcu to Anglia. Tu dzieciaki pewno nie mogą pojąć, jak na otwartych, trawiastych przestrzeniach może NIE być tych małych futrzaków.
A i wiewiórki mają inne – nie spotkałam żadnej, typowej dla naszej strefy geograficznej, rudej Basi, a jedynie licznie występujące w małych laskach i parkach wiewiórki szare. Swoją drogą, podobno stanowai dla Anglii problem wypierając rudą kuzynkę.  Wiewiórka szara na wyspy przybyła z Ameryki Północnej i niestety na wiewiórki rude (zwane u nas pospolite) przeniosła wirusa. Więcej tutaj. I tak egzotyczna ozdoba ogrodów stała się problemem… Na szczęście i szara na zdjęciu prezentuje się słodko.

wiewiórka szara plagą na Wyspach

 

Jakby tego było mało, kolejnym zaskoczeniem okazał się brak, tak popularnych w Polsce, kaczek krzyżówek. Kaczki oczywiście są, ale inne. Choć z charakteru podobne – te z którymi się spotkałam, występowały dziko jednak były bardzo ufne, chętnie więc podzieliłam się nimi miękkim (mi niesmakującym), typowym angielskim pieczywem. Nie rozpoznałam jeszcze gatunku, może ktoś pomoże? Samiczka oczywiście szaro – brązowo, ale samiec prezentuje się ładnie.

samiec angielskiej kaczki

 

No i wreszcie przyszła pora na krówki. Nie wiem czy prawidłowo, czy nie, ale kiedy przywołuję sobie w głowie obraz polskiej krowy, często jest ona brudna i robi wrażenie nieszczęśliwej. Angielskie krowy są czyste i zadbane, w końcu mają do dyspozycji naprawdę wielkie tereny. Nie są niczym spętane, nikt ich do obory wieczorem nie zagania, żyją sobie na olbrzymim, wydzielonym dla nich pastwisku i tylko przeżuwają… Spokój przejęły zapewne od Anglików, którym nigdzie się nie śpieszy. Bo i po co, bo i do czego? Na ten ostatni dzień swojego życia na pewno zdążą…

przeżuwająca krówka

 

A to całe stadko spokojnych, lekko tylko zaciekawionych krów, obok których musieliśmy przejść. Obok, bo ścieżka prowadziła dokładnie środkiem między nimi.

krowy na ścieżce

angielskie krowy

 

No i wreszcie danie główne – owce, tak typowe dla tutejszego krajobrazu. A gatunków ich co niemiara. Pierwsze jakie miały ochotę na zdjęcie – są dość duże, a głowa wydaje się  dziwnie nieproporcjonalna.

tak typowe dla angielskiego krajobrazu przyrodniczego owce

 

Dość krów, dość owiec, czas nad morze. Jedziemy na wschodnie wybrzeże. Choć jeśli chodzi o mewy, zapewne występują wzdłuż całego wybrzeża. I jak chodząc ścieżkami po pastwiskach słychać ciągłe meee, tak tutaj wszędzie wokół słychać specyficzne dla mew piski. To mewa romańska, w Polsce spotykana nielicznie, tu w Whitby, natarczywa i pewna siebie jak gołębie na krakowskim rynku. Z wielkim współczuciem patrzyliśmy, jak zajada się angielskimi sausages’ami – kiełbaskami smakującymi jak tania pasztetowa, wzbogacona extra papierem toaletowym i pieprzem. Dzięki mewo, że pomogłaś nam to zjeść.

mewa romańska, niepłochliwa i ufna jak krakowskie gołębie

 

I trochę bliżej. Widać charakterystyczną dla tego gatunku jasnoczerwoną plamę na żuchwie.

mewa romańska w Anglii

 

Skoro w Anglii bydło w modzie, nie może zabraknąć i koni. Co prawda nie ma ich aż tak dużo jak krów i owiec, ale za to spotkać je można nawet w przydomowych ogródkach, a do sklepu, zamiast rowerem, można podjechać konno. O tutejsze konie dba się wyjątkowo – ponieważ troszkę wieje, a temperatura powietrza nie jest zaskakująco wysoka, koniki ubiera się w swego rodzaju płaszczyki.

konie, w tle miasto Patley Bridge

 

Owce mają to szczęście, że hoduje się je w dużej mierze dla wełny. Takiej świeżo ostrzyżonej owieczce może i jest trochę zimno, ale może wrócić na swoje pastwisko i dalej beztrosko zajadać się soczystą trawą. Owce są znakowane, ale w dość prosty sposób – farbą czy sprejem. Nie wygląda to zbyt reprezentatywnie ale najwyraźniej jest wystarczające.

świeżo ostrzyżona owca

 

A te gąski kojarzą mi się z opowiadaniem M. Konopniciej O krasnoludkach i Sierotce Marysi. Czy to nie takie gąski miała Marysia pod swoją opieką, bestialsko zagryzione później przez lisa?

gąski

gąska, portret

 

Ach, no i kur u nas dużo, ale ona bardzo chciała mieć zdjęcie. Co prawda, nie przejrzała się w lustrze i nie wytarła źdźbła trawy ze swojego dzioba, ale najwyraźniej taki jej urok.

kura

 

Ten ptak jest dla mnie zagadką. Zdjęcie kiepskie, ale może ktoś rozpozna? Zachowanie typowe dla kur –  tworzą duże stada, trzymają się razem i żerują na ziemi, latać dobrze nie umieją.

zagadka, co to za gatunek?

 

A kiedy zimno, trzeba się do siebie przytulać. Doskonale wiedzą o tym te owce. Choć im zimno nie powinno bardzo być, w końcu mają JESZCZE futro.

owieczki tulą się do siebie

 

Tyle o owieczkach, ale nie może zabraknąć przecież prawdziwego barana z rogami!

baran na straży

 

Będę nudna i znowu wrzucę zdjęcie krowy. Ale dla mnie te krowy, to wyjątkowy i uspokajający widok, tak typowy dla regionu Yorkshire. Na pewno daje pyszne mleko!

angielskie mleko, prosto od takiej krowy

 

I jedyny dyskomfort to kolczyk w uchu.

krowa

 

Niestety wiele gatunków zwierząt nie udało mi się wystarczająco dobrze sfotografować. Jednym z nich jest całkowicie czarny ptak, licznie występujący na polach, choć wobec ludzi płochliwy. Wielkością podobny do gawrona, ale mający wyraźnie czarny i delikatniejszy niż gawron dziób. Stawiam na czarnowrona, ale zdjęć niestety dobrych tego ptaka nie mam.
Były jeszcze białe kaczki, najprawdopodobniej bielaczki, a i kruka szybującego na niebie chyba udało mi się zobaczyć. To wszystko, może, mam nadzieję, następnym razem.

Z pozdrowieniami dla Karoliny W., dzięki której po wycieczkach miałam gdzie wracać i równie miło spędzać czas 🙂

Czwarta nad ranem

Czwarta nad ranem

Czwarta nad ranem,
Może sen przyjdzie,
Może mnie odwiedzi(sz), (…)

Czemu się budzę o czwartej nad ranem? (…)

SDM – Czarny blues o czwartej nad ranem

Piosenkę bardzo lubię, chociaż u mnie wyglądało to wczoraj trochę inaczej.

Czemu się budzę o czwartej nad ranem? Czemu zakładam stargane spodnie i wychodzę z domu bez śniadania? Czemu wchodzę w mokrą od rosy łąkę, przemaczając sobie spodnie i buty? I w końcu, czemu ludzie tak na mnie dziwnie patrzą?
Dla jakiegoś głupiego zdjęcia… dla przyjemnego, nasyconego jeszcze nocą powietrza… dla pierwszego promienia słońca… dla chwili spędzonej w hałasie… świerszczy.
Tam, wtedy, przez te dwie godziny można odpocząć. Tam, godzina szósta rano, oznacza godzinę powrotu… Trzeba wracać do domu. A w domu… mniam, śniadanie smakuje wtedy pysznie!

żeby podziwiać poranną, zaspaną łąkę

żeby zdążyć na kąpiel muszki w porannej rosie

żeby zobaczyć jak chrząszcz suszy się w słońcu

 

żeby podejrzeć życia krąg

żeby zobaczyć, z jakich luster korzystają świerszcze

Zaskroniec nie jest jadowity!

Zaskroniec nie jest jadowity!

Na horyzoncie pojawiły się ciemno – granatowe chmury. Zaczęło przeraźliwie mocno wiać – zanosi się na deszcz, jakby powiedział Kubuś Puchatek. Ale nie, zanosiło się na burzę. Najwyższa pora więc wracać do domu. Idę szybko, na szczęście wpatrując się w chodnik i nagle… poskoczyłam i krzyknęłam (ciii, nikt nie słyszał). Na chodniku był wąż (mały, ale wciąż wąż to wąż). Kobieta,  widząc mysz podskakuje i piszczy, a ja zobaczyłam węża, więc chyba mi wolno 😉
Po chwil ochłonęłam. Zaraz rozpęta się tu burza, ale nie mogę przegapić takiej okazji. Przecież nie mam w swojej kolekcji zdjęć zaskrońca!  Teraz szybka powtórka lekcji z biologii. Pamiętam tyle “w Polsce mamy jednego jadowitego węza”. Hmmm… ale czy to było o zaskrońcu? Wieje coraz mocniej, czarne chmury nade mną, zaskroniec przede mną. Wyciągam z torebki aparat. Oczywiście, jak to w mieście, nawet  w perspektywie zbliżającej się burzy, człowiek nie może być na ulicy sam. Zaraz zatrzymała się obok mnie jakaś grupka młodych chłopców: “o, patrzcie, jaszczurka!”
– To wąż! – mówię przez zaciśnięte zęby z miną “idźcie mi stąd!”
Koniec końców, wyszło niewiele… Po prostu… zdygałam….